Bierzecie dofinansowanie na reha sprzęt? Bo ja tak. Właśnie dziś
miałyśmy niespodziewaną, ledwie wczoraj zapowiedzią wizytę. Przyszły do
nas dwie panie z PCPR-u, by sprawdzić, czy rzeczywiście mamy
dofinansowany przez nich sprzęt. Interesowało je łóżko (XII 2012) oraz
Thera Togs (V 2012). Okazuje się, że mamy obowiązek być w ich
posiadaniu przez 5 lat! Póki co, jeszcze z nich korzystamy, choć
kombinezon już jest na mnie trochę przymały. Łóżko będzie ze mną i
będzie, więc spokojna głowa. Taka to była szybka wizyta. Były zdjęcia i
protokoły. A potem panie pojechały do następnego dofinansowanego.
A jak pojechały, to my też w buty i w drogę. Mierzyłam dziś moje ortezy.
Miałam nadzieję, że wrócę już z nimi do domu, ale okazało się, że moja
stopka jest baaardzo filigranowa i trzeba je trochę zwęzić. Za
chwilę jedno święto, po nim drugie i kolejna przymiarka (mam nadzieję,
że ostatnia) dopiero po 11 X.
I takie to buty.
Przyszedł też do mnie śpiworek do Kimby, o którym niedawno pisałam. Fajny
jest i na pewno mi trochę posłuży. Jeszcze raz dziękuję mojej
czytelniczce za to, że się odezwała. Pozdrawiam ;-)
Strony
Witamy!
Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta
Szukaj na tym blogu
środa, 30 października 2013
wtorek, 29 października 2013
Patrzcie, co się wczoraj działo na mym niebie:
Czyż to nie jest piękne?
...
Wróciłam do przedszkola. Moje panie czekały na mnie z utęsknieniem. A to dlatego, że kiedy mnie nie było, miały w zastępstwie inne dzieci. Juz jestem drogie "ciocie" ;-) i ruszam z kopyta!
Jutro w planach przymiarka ortez. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK.
Czyż to nie jest piękne?
...
Wróciłam do przedszkola. Moje panie czekały na mnie z utęsknieniem. A to dlatego, że kiedy mnie nie było, miały w zastępstwie inne dzieci. Juz jestem drogie "ciocie" ;-) i ruszam z kopyta!
Jutro w planach przymiarka ortez. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK.
niedziela, 27 października 2013
Jesteśmy w domeczku!
...
A co się działo w ostatnie dni turnusowe? Pozwolę sobie cofnąć się nieco w czasie. Co to się działo?! Hit turnusu.
Ciotka logopedka nakarmiła mnie wędliną! Zjadłam cały plasterek baleronu, bez tłuszczyku. Rozdrobniła go i nawciskała mi do paszczy. Pomemlalam, o dziwo pogryzłam, a potem połknęłam. Co wyplułam, wciśnięto mi z powrotem. Mama robiła wielkie oczy. Dotąd zwykle dziamdziałam, dziamdziałam, a jak przyszło do połykania, to był szybki zwrot. Normalnie szok. Mama ma mi teraz nie odpuszczać i iść za ciosem. W piątek była powtórka z rozrywki - jadłam kiełbaskę (plasterkach). Czy wam to smakuje? Bo mi średnio. Słone toto, jak czort. Muszę poprosić mamę, by przygotowała jakieś mięsko domowym sposobem. Myślę, że takie będzie mi bardziej smakowało. Wszyscy byliby bardzo szczęśliwi, gdybym zaczęła jeść, jak inne dzieci. Ja też chciałabym poznać nowe smaki. Ciekawe, jak nam pójdzie? Trzymajcie kciuki!
A co się działo jeszcze?
Przyjdzie czas na podsumowanie. Teraz trzeba się zadomowić na nowo.
...
A co się działo w ostatnie dni turnusowe? Pozwolę sobie cofnąć się nieco w czasie. Co to się działo?! Hit turnusu.
Ciotka logopedka nakarmiła mnie wędliną! Zjadłam cały plasterek baleronu, bez tłuszczyku. Rozdrobniła go i nawciskała mi do paszczy. Pomemlalam, o dziwo pogryzłam, a potem połknęłam. Co wyplułam, wciśnięto mi z powrotem. Mama robiła wielkie oczy. Dotąd zwykle dziamdziałam, dziamdziałam, a jak przyszło do połykania, to był szybki zwrot. Normalnie szok. Mama ma mi teraz nie odpuszczać i iść za ciosem. W piątek była powtórka z rozrywki - jadłam kiełbaskę (plasterkach). Czy wam to smakuje? Bo mi średnio. Słone toto, jak czort. Muszę poprosić mamę, by przygotowała jakieś mięsko domowym sposobem. Myślę, że takie będzie mi bardziej smakowało. Wszyscy byliby bardzo szczęśliwi, gdybym zaczęła jeść, jak inne dzieci. Ja też chciałabym poznać nowe smaki. Ciekawe, jak nam pójdzie? Trzymajcie kciuki!
Dokarmianie baleronem :-) |
Przyjdzie czas na podsumowanie. Teraz trzeba się zadomowić na nowo.
środa, 23 października 2013
Turnus leci, jak burza. Jeszcze parę dni i do domu. W sumie to jest
fajnie. Rehabilitacja fajna, reszta też OK. Co prawda zasuwam ostro, ale
ja to lubię. Plecki mi coraz lepiej trzymają głowę. Pływam codziennie z
przyjemnością w basenie wraz z koleżanką Lilianką. Lila jest
niemożliwa. Wczoraj całą kąpiel przespała pływając. Nadziwić się nie
mogłyśmy. Tak naprawdę, to Lili jest w kiepskiej kondycji. Trzymamy za
nią mocno kciuki, żeby nie dawała się swojej okropnej chorobie.
W wolnych chwilach spacerujemy i się gościmy wzajemnie, z innymi też. Jakoś leci. Co do pogody, to brak mi słów. Więc zamilknę. Ciii, żeby się ta złota jesień nie wypłoszyła. I niechby jeszcze trochę pobyła.
Lilianka wylądowała dziś rano w szpitalu. Dostała strasznego ataku epilepsji z gorączką 42° i zabrało ją pogotowie. Szkoda. Już nie zobaczę Lili, bo za chwilę koniec wczasów. Liluś, bądź dzielna!
Pogoda się załamała, a ja się jakoś trzymam.
W wolnych chwilach spacerujemy i się gościmy wzajemnie, z innymi też. Jakoś leci. Co do pogody, to brak mi słów. Więc zamilknę. Ciii, żeby się ta złota jesień nie wypłoszyła. I niechby jeszcze trochę pobyła.
Lilianka wylądowała dziś rano w szpitalu. Dostała strasznego ataku epilepsji z gorączką 42° i zabrało ją pogotowie. Szkoda. Już nie zobaczę Lili, bo za chwilę koniec wczasów. Liluś, bądź dzielna!
Pogoda się załamała, a ja się jakoś trzymam.
Spacerowanko z Lilianką |
poniedziałek, 21 października 2013
Ostatnia niedziela. Dzień wolny od zajęć. Teoretycznie, bo kilku
terapeutów znika na weekendy i zdarzają się odróbki w zastępstwach.
Miałam więc masaż oraz spacer po lesie na koniu. Poza tym było
spokojnie. Posiłki były trochę później. Można było się nawet wysypać,
ale mnie obudził głód o siódmej rano. Pojadłam i poszłyśmy wysłać maila
do pewnej naszej czytelniczki, która ma w szafie używany śpiworek do
Kimby i chce go nam odsprzedać. Będę więc miała prawdopodobnie
oryginalny śpiwór. Bardzo się z tego cieszę, bo zanim mama by się wzięła
za ten temat, to zima mogłaby zamienić się w lato. Żartuję. Już zaczęła
szukać, żeby kupić jakiś niedrogi, gotowy śpiwór. A tu taka miła
niespodzianka. Dziękuję za odzew.
Pogoda się klaruje i ciągnie nas w teren. Zwiedzamy okolicę i rozkoszujemy się złotą, naszą polską jesienią. Przyszła tu do nas i jest fajnie. A wieczorem, to nawet błyskało i raz grzmotnął pierun. Burza przeszła na szczęście bokiem, ale jak walnął, to aż się drzwi zatrzęsły. Dobrze, że nas ominęła. Dziś jest przepięknie. Jesień na całego i ciepło do tego! A nie mówiłam, że tak właśnie będzie? Wodnik szuwarek wie, co mówi :-)
Pogoda się klaruje i ciągnie nas w teren. Zwiedzamy okolicę i rozkoszujemy się złotą, naszą polską jesienią. Przyszła tu do nas i jest fajnie. A wieczorem, to nawet błyskało i raz grzmotnął pierun. Burza przeszła na szczęście bokiem, ale jak walnął, to aż się drzwi zatrzęsły. Dobrze, że nas ominęła. Dziś jest przepięknie. Jesień na całego i ciepło do tego! A nie mówiłam, że tak właśnie będzie? Wodnik szuwarek wie, co mówi :-)
piątek, 18 października 2013
Warunki są dobre. Pokój lux, łazienka fajna i grzeją podłogówką ostro.
Trochę daleko od wszystkiego. To mamy zasługa, bo prosiła, żeby dali nam
jakiś cichy kącik, więc mieszkamy na końcu korytarza, z dala od
zgiełku. Mamy wyjście zarówno na korytarz, jak i na podwórko. Myślę, że
latem taki układ jest super. Stołówka jest też daleko, ale warto tam
zaglądać, bo jeść dają smacznie.
Dzień zajęć zaczynam o ósmej kinezyterapią (to takie ćwiczenia ogólnie usprawniające). Pierwsze chwile spędziłam na dużej sali, z innymi dziećmi, ale skończyło się sam na sam, z ciocią Beatą w małej salce. I tak chyba zostanie. Dla mnie praca w towarzystwie, to nie robota. Hałas i płacz innych dzieci w chwili, gdy muszę pracować, nie pozwala mi się skupić i bardzo mnie denerwuje. Zaraz zaczynam ryczeć i to łzami, jak grochy. Zauważyłam, że wszystkie zajęcia są w grupach, najmniejszych - dwuosobowych, ale jednak. Ja wolę zajęcia indywidualne. Zobaczymy, czy i co da się z tym zrobić. Najbardziej zawiedziona jestem basenem. Tu mam grupę trzyosobową z krzyczącym z radości chłopcem. Mnie to nie cieszy i nie wiem, co z tym dalej zrobić, bo ja bardzo lubię basen i miałam nadzieję na fajne zajęcia w wodzie. Na konioterapii wraz z ciocią Sylwią dosiadam wałacha? Newtona. Mama nas prowadzi w kółko, jak w cyrku, aż się w głowie kręci. Byłyśmy też w terenie, w okolicznym lasku. Jesień jest tutaj piękna, żółto-pomarańczowa. Szkoda, że pogoda się zepsuła i nie da rady pospacerować. Mam jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
Dzieje się, jak zwykle sporo. Pracuję, jak nie przymierzając, te wałachy
na padoku. Basen udało się przełożyć na inną godzinę i jest teraz znacznie przyjemniej oraz ciszej.
Poznałyśmy tutaj naszą cichą czytelniczkę Agnieszkę i jej córeczkę Lili. Zaczepiła nas na stołówce i mówi, że nas zna z bloga. Niezły cyrk. Pierwszy raz zdarza nam się coś takiego. Ciekawa sytuacja. No więc mamy już nowe, fajne koleżanki. Poza tym powoli poznajemy też innych. Tutaj jest dużo ludzi, którzy są tu już kolejny raz. Jedna mama mówiła, że jest tutaj po raz szósty. Ośrodek powstał niedawno, więc niezła częstotliwość. A tak na marginesie, ciekawe skąd ludzie biorą na to kasę? Czyżby z 1 %?
Powoli księgują nam właśnie zeszłoroczny procent. Nie mam jeszcze wszystkich wpłat, ale sukcesywnie moja sakiewka się napełnia. Dziękujemy wszystkim znajomym i nieznajomym za ten gest. Czekamy na zakończenie księgowania, by złożyć podziękowania z wyszczególnieniem urzędów skarbowych. W związku z ochroną danych osobowych, nie wiem, kto konkretnie przekazał mi swój procent, ale i tak baaardzo dziękuję.
Tobie, tobie i tobie - dziękuję!
Dzień zajęć zaczynam o ósmej kinezyterapią (to takie ćwiczenia ogólnie usprawniające). Pierwsze chwile spędziłam na dużej sali, z innymi dziećmi, ale skończyło się sam na sam, z ciocią Beatą w małej salce. I tak chyba zostanie. Dla mnie praca w towarzystwie, to nie robota. Hałas i płacz innych dzieci w chwili, gdy muszę pracować, nie pozwala mi się skupić i bardzo mnie denerwuje. Zaraz zaczynam ryczeć i to łzami, jak grochy. Zauważyłam, że wszystkie zajęcia są w grupach, najmniejszych - dwuosobowych, ale jednak. Ja wolę zajęcia indywidualne. Zobaczymy, czy i co da się z tym zrobić. Najbardziej zawiedziona jestem basenem. Tu mam grupę trzyosobową z krzyczącym z radości chłopcem. Mnie to nie cieszy i nie wiem, co z tym dalej zrobić, bo ja bardzo lubię basen i miałam nadzieję na fajne zajęcia w wodzie. Na konioterapii wraz z ciocią Sylwią dosiadam wałacha? Newtona. Mama nas prowadzi w kółko, jak w cyrku, aż się w głowie kręci. Byłyśmy też w terenie, w okolicznym lasku. Jesień jest tutaj piękna, żółto-pomarańczowa. Szkoda, że pogoda się zepsuła i nie da rady pospacerować. Mam jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
Wio koniku! |
Poznałyśmy tutaj naszą cichą czytelniczkę Agnieszkę i jej córeczkę Lili. Zaczepiła nas na stołówce i mówi, że nas zna z bloga. Niezły cyrk. Pierwszy raz zdarza nam się coś takiego. Ciekawa sytuacja. No więc mamy już nowe, fajne koleżanki. Poza tym powoli poznajemy też innych. Tutaj jest dużo ludzi, którzy są tu już kolejny raz. Jedna mama mówiła, że jest tutaj po raz szósty. Ośrodek powstał niedawno, więc niezła częstotliwość. A tak na marginesie, ciekawe skąd ludzie biorą na to kasę? Czyżby z 1 %?
Powoli księgują nam właśnie zeszłoroczny procent. Nie mam jeszcze wszystkich wpłat, ale sukcesywnie moja sakiewka się napełnia. Dziękujemy wszystkim znajomym i nieznajomym za ten gest. Czekamy na zakończenie księgowania, by złożyć podziękowania z wyszczególnieniem urzędów skarbowych. W związku z ochroną danych osobowych, nie wiem, kto konkretnie przekazał mi swój procent, ale i tak baaardzo dziękuję.
Tobie, tobie i tobie - dziękuję!
Wczorajsza wieczerza w znajdującym się nieopodal pałacu |
czwartek, 17 października 2013
Halo, tu Hanna dziewanna!
Turnus ruszył.
Droga zleciała, jak z bicza strzelił. W sumie jechaliśmy 3 godzinki. Po drodze mieliśmy przystanek na obiad u wujka Adaśka i cioci Zuzy. Dziękujemy!
Już jesteśmy na miejscu i stąd będziemy teraz nadawać. Jest tu Wi-Fi, ale nie u nas w pokoju. Trzeba było trochę poszukać zasięgu, ale udało się. Ogólnie z zasięgiem jest tu słabo. Z telefonem też mama musi latać na podwórko (tak jest przynajmniej z Plusem). Z tym Wi-Fi to mogli by coś poprawić, bo kiepsko tak biegać po ośrodku. Jak jest potrzeba to znajdujemy wolną chwilę, zasięg i nadajemy. Nieczęsto, ale damy znać, jak nam tu jest.
Tak mieszkamy:
I mój plan zajęć:
Do tego, co powyżej mam jeszcze o 11-tej zamrażanie kopytek ciekłym azotem, dogoterapię i popołudniowe wspólne z innymi dziećmi zabawy (nieobowiązkowe).
To tyle na dziś. Niebawem nazbieramy fotek, to zobaczycie, jak ćwiczę.
:-D
Turnus ruszył.
Droga zleciała, jak z bicza strzelił. W sumie jechaliśmy 3 godzinki. Po drodze mieliśmy przystanek na obiad u wujka Adaśka i cioci Zuzy. Dziękujemy!
Już jesteśmy na miejscu i stąd będziemy teraz nadawać. Jest tu Wi-Fi, ale nie u nas w pokoju. Trzeba było trochę poszukać zasięgu, ale udało się. Ogólnie z zasięgiem jest tu słabo. Z telefonem też mama musi latać na podwórko (tak jest przynajmniej z Plusem). Z tym Wi-Fi to mogli by coś poprawić, bo kiepsko tak biegać po ośrodku. Jak jest potrzeba to znajdujemy wolną chwilę, zasięg i nadajemy. Nieczęsto, ale damy znać, jak nam tu jest.
Tak mieszkamy:
Nasz pokoik - wejście od strony korytarza (jest też wyjście na podwórko) |
Łazienka |
Do tego, co powyżej mam jeszcze o 11-tej zamrażanie kopytek ciekłym azotem, dogoterapię i popołudniowe wspólne z innymi dziećmi zabawy (nieobowiązkowe).
To tyle na dziś. Niebawem nazbieramy fotek, to zobaczycie, jak ćwiczę.
:-D
piątek, 11 października 2013
Wczoraj byłam na ognisku. Zorganizowali nam je w przedszkolu. Pogoda
była super. A jabłuszko pieczone na ognisku bardzo mi smakowało. Trochę
szkoda, że jadę na turnus, bo będę miała przerwę w przedszkolu, a bardzo
lubię tam chodzić. Jest już nowa pani i w sumie, to mam na tę chwilę
trzy miłe, nowe ciocie Jestem bardzo dobrze zaopiekowana. W tym przedszkolu to czuję się trochę, jak na turnusie stacjonarnym. Cały czas
mam zajęcia. Tyle, że wracam do domu i śpię w swoim łóżeczku. Przede
mną turnus wyjazdowy. Trochę się cieszę, a trochę obawiam się tego, co
mi tam zaproponują. Wiem, że lekko nie będzie, ale będę się starała dać z
siebie jak najwięcej. To dzięki Waszym wpłatom mogę pozwolić sobie na
ten wyjazd. Mam jeszcze parę złotych z zeszłorocznego procenta. Dziękuję
ponownie wszystkim, którzy dołożyli coś do mojego subkonta. Niebawem
nowy okres rozliczeniowy. Pamiętajcie o mnie ;-) Pamiętajcie, że zawsze
możecie komuś pomóc. To naprawdę nie jest trudne, a wartość takiego
gestu jest nieoceniona.
Dziękuję! |
czwartek, 10 października 2013
Już wiem, że niestety ortez przed wyjazdem nie będę
miała. Ni dy rydy. Szkoda. Mam już ustalony termin po powrocie na
przymiarkę i ewentualne poprawki. Tak to wygląda.
Niebawem wyruszamy w świat. Mama już zniosła ze strychu walizę i zaczyna nas pakować. Oj, co to się będzie działo?! To dopiero jest ambaras - dwie baby do jednej walizki naraz. Jakoś damy radę. Jeszcze tylko trochę zakupów trzeba poczynić i można będzie jechać. Miejsce nowe, inne niż poprzednio. Mam nadzieję, że będziemy krócej jechać. Długie wycieczki samochodem bardzo mnie męczą. Tym razem kierunek: zachód. Jest więc nadzieja, że jazda będzie szybsza.
A tymczasem borem, lasem...
Niebawem wyruszamy w świat. Mama już zniosła ze strychu walizę i zaczyna nas pakować. Oj, co to się będzie działo?! To dopiero jest ambaras - dwie baby do jednej walizki naraz. Jakoś damy radę. Jeszcze tylko trochę zakupów trzeba poczynić i można będzie jechać. Miejsce nowe, inne niż poprzednio. Mam nadzieję, że będziemy krócej jechać. Długie wycieczki samochodem bardzo mnie męczą. Tym razem kierunek: zachód. Jest więc nadzieja, że jazda będzie szybsza.
A tymczasem borem, lasem...
poniedziałek, 7 października 2013
No i gdzie te moje łuski? Niebawem wyjeżdżam na turnus, a sprawa
ucichła. Okazuje się, że jest jakaś obsuwa z materiałami. Być może
jeszcze w tym tygodniu uda się pojechać na przymiarkę. Dobrze by było,
bo nowe buciki na turnusie na pewno by się przydały. Trzymam kciuki za
techników, żeby zdążyli na czas.
W przedszkolu dostałam pochwałę, że ładnie ćwiczę na rehabilitacji. Ciocia Zuzia (fizjoterapeutka) mnie pochwaliła, bo ja się bardzo staram. Zdarza się (niestety), że na dogoterapii trochę popłakuję, chociaż Miśka jest fajowa. Ponoć to samojed, a ja takiego psa nigdy nie widziałam. Wygląda jak ogromny, biały pluszak i ma długaśne kudły, które zostawia mi na ubraniu. Mama mnie po powrocie do domu musi wałkować (takim klejącym wałkiem do fafrochów). Tak na prawdę, to ja przecież lubię zwierzęta. Zależy od dnia - raz jest lepiej, a raz gorzej. Może, gdyby to była terapia z kotami, to byłoby lepiej? W domu czasem wygłaszczę Lunkę (z pomocą mamy), jak się nawinie. I ona to lubi, i ja. Agata mi też czasem zrobi zabieg akupunktury swoimi pazurkami. Bywa, że mama przenosi ją gdzieś na moich plecach, a ona lubi się mocno przymocować. Zwierzaki są milutkie.
Moje panie opiekunki powiedziały mamie, że coraz lepiej się czuję w mojej grupie. Mama to wie, bo widzi po mnie, że jestem spokojna. Ja przecież jej nie powiem, jak mi było i co się działo. Dobrze się stało, że trafiłam do tego ośrodka. Mam tam nawet taki fotelik, jak w domu, tylko troszkę większy rozmiar. Jakoś jednak dają radę mnie w nim usadowić i często w nim siedzę. Powoli wszystko się zaczyna układać. Jestem zadowolona z takiego obrotu spraw. Muszę mamę pogonić, żeby przyszła raz po mnie z aparatem, to pokażę Wam, jak tam jest.
W przedszkolu dostałam pochwałę, że ładnie ćwiczę na rehabilitacji. Ciocia Zuzia (fizjoterapeutka) mnie pochwaliła, bo ja się bardzo staram. Zdarza się (niestety), że na dogoterapii trochę popłakuję, chociaż Miśka jest fajowa. Ponoć to samojed, a ja takiego psa nigdy nie widziałam. Wygląda jak ogromny, biały pluszak i ma długaśne kudły, które zostawia mi na ubraniu. Mama mnie po powrocie do domu musi wałkować (takim klejącym wałkiem do fafrochów). Tak na prawdę, to ja przecież lubię zwierzęta. Zależy od dnia - raz jest lepiej, a raz gorzej. Może, gdyby to była terapia z kotami, to byłoby lepiej? W domu czasem wygłaszczę Lunkę (z pomocą mamy), jak się nawinie. I ona to lubi, i ja. Agata mi też czasem zrobi zabieg akupunktury swoimi pazurkami. Bywa, że mama przenosi ją gdzieś na moich plecach, a ona lubi się mocno przymocować. Zwierzaki są milutkie.
Moje panie opiekunki powiedziały mamie, że coraz lepiej się czuję w mojej grupie. Mama to wie, bo widzi po mnie, że jestem spokojna. Ja przecież jej nie powiem, jak mi było i co się działo. Dobrze się stało, że trafiłam do tego ośrodka. Mam tam nawet taki fotelik, jak w domu, tylko troszkę większy rozmiar. Jakoś jednak dają radę mnie w nim usadowić i często w nim siedzę. Powoli wszystko się zaczyna układać. Jestem zadowolona z takiego obrotu spraw. Muszę mamę pogonić, żeby przyszła raz po mnie z aparatem, to pokażę Wam, jak tam jest.
Ćmok jesienną porą :-) |
Subskrybuj:
Posty (Atom)