Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 25 listopada 2015

Kochani! Nadeszła długo oczekiwana chwila, kiedy to zakończyło się księgowanie 1% dochodu za rok 2014. Wszystkim, którzy zdecydowali się pomóc właśnie mi, serdecznie dziękuję. Dzięki temu wiem, że nie jestem sama w swojej walce. Dziękuję znajomym i nieznajomym, którzy pomogli mi rozpowszechniać mój apel. Dzięki Wam będę miała zapewnioną rehabilitację w przyszłym roku.
W serduchu poniżej znajdują się miejscowości, z których urzędy skarbowe przekazały pieniążki na moje subkonto. Mam nadzieję, że za rok Twoje miasto w serduszku się powiększy, co będzie znaczyć, że wpłacających przybywa.
A jeśli nie ma tam jeszcze miejscowości, w której się rozliczasz, to nic straconego - z początkiem 2016 roku znowu zacznie się czas rozliczeń. Nie zapomnijcie wtedy o mnie. Liczę na Was.


poniedziałek, 23 listopada 2015

Słodki hit sezonu!
Muszę, muszę, bo inaczej się uduszę. Muszę się z Wami podzielić wspaniałym, szybkim przepisem na niekonwencjonalną szarlotkę. Naszło nas w domu na słodkie. A, że ostatnio wszyscy staramy się ograniczać spożycie glutenu, mama wygrzebała z super bloga pani Olgi przepis na ekstra bezglutenowe ciacho z jabłkami.


Głównym składnikiem ciasta są płatki kukurydziane. Poza tym potrzebne jest masło (myślę, że olej kokosowy zamiast niego też by się nadał), trochę mąki kukurydzianej lub ryżowej, cynamon, cukier brązowy i trochę wody. Mama z Alą zrobiły to ciasto w pół godziny. Jest pyszne! Naprawdę warto spróbować. Receptura tutaj.
Mniam, mniam!
Polecam!

sobota, 21 listopada 2015

Jestem już po kolejnym zabiegu podania botuliny. Wszystko poszło zgodnie z planem. Szczęśliwie, nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Tym razem dostałam toksynę w ręce. Jak dotąd, zawsze miałam ostrzykiwane nogi. Raz tylko podali mi trochę leku w ręce. Jako, że nogi aktualnie mam (jak to wszyscy się mówią) fajne, zdecydowano, że tym razem spróbują zająć się rękami. No i poszło. Mam piękne ślady wkłuć na całych długościach rąk. Czekam teraz z utęsknieniem, żeby lek już zaczął całkiem działać, bo strasznie męczy mnie ta spastyka. Na izbie przyjęć, kiedy czekałam na swoją kolej, tak się podrapałam na twarzy, że aż lekarka przyjmująca pytała się mamy, co to za zmiany. Może i dobrze, że tym razem poszły ręce. Zaoszczędzę trochę swojej pięknej buźki. Zapisałam się już też na kolejny termin. Wiosną znowu będę kłuta. Żebyście tylko nie pomyśleli, że do tego czasu będę leniuchować. Niebawem odwiedzę szpitalny oddział rehabilitacyjny, gdzie będę pracować ile sił, by te zwiotczone botuliną mięśnie rozćwiczyć. Myślę, że za parę tygodni będę już dobrze czuła efekty tych wszystkich zabiegów. Widzicie, jak wiele się musi koło mnie dziać, żeby dało się jako tako żyć. Ile tylko można, korzystam z oferty NFZ. Jak na razie udaje się wykonać plan. Nie wiem jednak, jak będzie dalej, bo robię się powoli coraz starsza i mam wrażenie, że jestem niezbyt mile widziana na oddziale rehabilitacyjnym. Małych, chorych pacjentów z roku na rok przybywa. Przed ostatnim zabiegiem pan, który asystuje przy moim ostrzyku stwierdził, że przydałby się pododdział dla dzieci z porażeniem mózgowym. Wtedy pacjenci tacy, jak ja, mogliby spokojnie kontynuować leczenie. Bez nerwów, że nie uda się zrobić wszystkiego na czas, że przykurcze powykrzywiają ciało, że powyskakują biodra a ból nie da normalnie żyć. Jak by to było pięknie, gdyby ciągłość leczenia była w jakiś magiczny sposób zagwarantowana. Marzenia? Pewnie tak. Jak znam już trochę życie, pewnie na tym się skończy. Ale czyż to nie jest ciekawa idea? Może się kiedyś doczekam. Tylko, ile ja będę miała wtedy lat? Dobra, wracamy na ziemię. A tutaj jest, jak jest. Wieje, leje i niebawem jeszcze ma sypnąć. Trzymajcie się ciepło i zdrowo!
HaNKa

poniedziałek, 2 listopada 2015

1196 - tyle złotych uzbierałam na mojej ZRZUTCE. Bardzo się ciszę, że się udało. Co prawda do turnusu brakuje dużo, ale jak się dorzuci do procenta na subkoncie, to będzie na czym pracować. Serdecznie dziękuję wszystkim 18 dobrym duszom, które zechciały dorzucić swoich parę złotych. Bardzo jestem wdzięczna za ten gest. Dziękuję!
A co poza tym? Poza tym mam już termin na kolejny ostrzyk botulinowy. Kilka dni po zabiegu rozpoczynam też turnus na oddziale rehabilitacyjnym. I do świąt zleci. Będę musiała się na chwilę pożegnać z moimi fajnymi ciociami w przedszkolu. Spotkam się z nimi po nowym roku. Jak ten czas leci. Moje życie, to nie tylko tu i teraz, ale także co tam kiedy jeszcze. W związku z tym, że jestem swoimi przypadłościami dozgonnie związana ze służbą zdrowia, muszę patrzeć daleko do przodu. Wiadomo, jakie są terminy i ile trzeba się nadzwonić, nachodzić, żeby wszystko dograć, by dostać się, gdzie się chce wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Kto musi korzystać ze służby zdrowia, ten wie, jak jest. A jak już jest termin, to musowo trzeba być jeszcze zdrowym, bo chorych do szpitala nie przyjmują. Brzmi to może dziwnie, ale tak jest w moim przypadku. Kiedy idę na zabieg ze znieczuleniem, nie mogę mieć choćby kataru, bo przy jakiejkolwiek infekcji nie podadzą mi leku, gdyż boją się komplikacji przy wybudzeniu. I takie to buty. Trzymajmy się zatem w zdrowiu. Wszyscy razem i każdy z osobna.
Amen