Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

czwartek, 24 listopada 2016

Jak co roku, gdzieś mniej więcej o tej porze dobiega końca księgowanie wpłat w mojej fundacji. Już jest 99,9% wpłat, zatem można powiedzieć, że to już koniec. Bardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy przekazali mi swój procencik w zeszłym roku oraz tym, którzy pomogli rozpowszechniać mój apel o wsparcie. Dzięki pieniądzom z subkonta będę miała zapewnioną prywatną dodatkową rehabilitację i będę mogła pojechać na turnus rehabilitacyjny (może nawet na dwa). Pieniążki te wspomogą także moje leczenie i specjalne odżywianie. Serdecznie raz jeszcze dziękuję!



poniedziałek, 21 listopada 2016

Już jestem po botulinie. Ładnie i dość szybko zadziałała. Czuję się luźniejsza i jest mi łatwiej funkcjonować.
Jakby się ktoś pytał, gdzie się teraz podziewam, to jestem w Łodzi. Ale nie w tej, o której pewnie myślicie. Jestem w takiej Łodzi, o której nawet nie słyszałam. To raczej maleńka Łódeczka (koło Poznania). Jadąc do niej łatwo nawet pobłądzić. Nam, co prawda udało się trafić bez problemu, ale co poniektórzy współturnusowicze mieli z tym problem. Wiem, bo się skarżyli. Ośrodek jest całkiem fajny. Mieści się w budynku hotelowyn. Długi korytarz i ciąg pokoi. Pewnie takich samych. Na razie jeszcze nikogo nie odwiedzałam, więc nie wiem tego na pewno. Szykuję się jednak w gościnę, bo spotkałam tutaj moją koleżankę, która w tym roku dołączyła do mojej grupy w ośrodku, do którego codziennie jeżdżę do Wrocławia. Jaki ten świat mały! Nawet nie wiedziałam, że ma tu być. Póki co, na razie musimy się zorganizować z zajęciami, a wtedy będziemy się udzielać towarzysko.
Wiem, że ciekawi jesteście, jak tu jest, bo to dopiero drugi turnus w tym nowym miejscu. Więc do rzeczy. Pokój mam fajny, przestrzenny z dwoma łóżkami, małą jednoosobową (rozkładaną w razie W) sofką, biurkiem, krzesłem, lampą podłogową i TV. Jest też łazienka z natryskiem i duża szafa przesuwna. Jest się gdzie pomieścić. Jest ciepło i stosunkowo cicho. Niezbyt słychać sąsiadów zza ściany. Z korytarza wiadomo, odgłosy są różne. Mama prosiła o pokój gdzieś na uboczu, końcu korytarza, żeby nie było zbytniego ruchu i hałasu koło moich drzwi. No i mam przedostatni, z tym, że na jego końcu są drzwi prowadzące na hipoterapię. Całe szczęście, że konne jazdy nie odbywają się po zmierzchu. Będę mogła w spokoju układać się do snu. A Terapie? Terapie z pewnością dadzą mi popalić, ale w końcu po to tu przyjechałam. O tym jednak później, jak już będę wiedziała co i z kim będę ćwiczyć. Zaczynam o ósmej rano kinezyterapią, potem mam basen i inne takie. Spójrzcie zresztą, jak chcecie wiedzieć szczegółowo:
A tak wygląda mój pokój: 


I widok z okna:
A widoki z rehabilitacji będą niebawem. Trzymajcie kciuki za mnie, żebym dała radę.
I czekajcie cierpliwie na kolejne newsy.

 
 

wtorek, 15 listopada 2016

Ufff. Kolejna botulina za mną. Poszło dosyć sprawnie. Co prawda musiałam długo czekać na swoją kolej, ale obeszło się bez komplikacji. Jako stara botulinowa pacjentka byłam ostania w kolejce i zamykałam stawkę. Przy zakładaniu wenflonu jak nigdy, obeszło się bez kilku wkłuć. Znalazłyśmy sposób, jak wyeksponować moje skryte w zimnych łapkach żyłki. Po wcześniejszym założeniu emli, spędziłam z mamą chwilę nad kranem z dość ciepłą wodą. Mama polewała mi rączkę i ta tak się rozgrzała, że pielęgniarki za pierwszym dziabnięciem od razu założyły mi wenflon. Super sprawnie poszło. Polecam ten sposób wszystkim, którzy tak jak ja, mają zawsze zimne końcówki, tzn ręce i nogi. Znieczulenie (czego się obawiamy najbardziej) i podanie botuliny też się udało. A celność podania leku była widoczna niemalże od razu. Lekarstwo szybko pięknie mnie rozluźniło i czuję się dobrze. Na wiosnę kolejna dawka. A póki co, za chwilę wyjeżdżam na turnus. Jadę w nowe miejsce i mam nadzieję, że będzie dobrze.
Trzymajcie się zdrowo!
Pa, pa!

piątek, 4 listopada 2016

Udało się. Już za parę dni kolejna botulina i chwilę po niej turnus. Szczęśliwie znalazło się dla mnie wolne miejsce. Szkoda tylko, że na turnusie wyjazdowym, bo to jedynie dwa tygodnie, ale lepszy rydz niż nic. Pojadę tam dzięki Waszej pomocy. Tylko dlatego, że na subkoncie jest parę złotych, mogę sobie na to pozwolić. Gdyby nie pieniądze na subkoncie, to byłoby ze mną kiepsko. Pieniążki z zeszłorocznego procenta powoli spływają. Chwilę to jeszcze potrwa, ale już wiem, że w razie czego mogę na Was liczyć. Wszystkim tym, którzy mnie wspierają serdecznie dziękuję. A turnus? Ma być niby u tych terapeutów, u których byłam już kilka razy, ale w nowych okolicznościach. Ośrodek przenosi się w inne miejsce i tak naprawdę, to nie wiem, jak będzie. Mam nadzieję, że pokoje i komfort będą porównywalne. Poprzednia miejscówka była baaardzo fajna. Oby było jeszcze lepiej. Pojedziemy, zobaczymy. Mam nadzieję, że będzie tam w pokojach Wi-Fi. Wtedy będę na bieżąco mogła się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami. Czekajcie na sygnały.
A w wolnych chwilach szykujemy już nowe wizytówki, by od stycznia znów wyruszyć na bitwę o 1%. Moje kociule oczywiście bardzo chętnie pomagają. Burito dzielnie klika, a Karmel zabezpiecza tyły.
Trzymajcie się ciepło!