Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 21 października 2015

Zbierają się procenciki na Haneczki turnusiki.
Niedawno ruszyło księgowanie wpłat na subkonta w mojej Fundacji. Idzie to nawet sprawnie. 72% już podobno jest zaksięgowane. Pieniążki wpływają i napięcie rośnie, bo nigdy nie wiadomo, jak to się skończy. Czy uzbieram na jeden turnus, czy wystarczy może na dwa? Czy nie będzie brakować na zakupy niezbędnych reha sprzętów?
Ile by tego nie było, baaardzo, baaardzo dziękuję tym, którzy się przyczynili do tego, by wpłat było jak najwięcej oraz wszystkim, którzy przekazali swój procent podatku właśnie mi.
Czekam na zakończenie księgowania, bo wtedy będę wiedzieć na czym stoję. Czekam cierpliwie.
Trzymajcie się zdrowo!

Dziękuję!

środa, 14 października 2015

Dziś, w Dniu Edukacji Narodowej wszystkim nauczycielom,
których spotkałam na mojej drodze do lepszego jutra
SERDECZNIE DZIĘKUJĘ!


środa, 7 października 2015

Minął  wrzesień, więc już jesień.
I choć pogoda dopisuje, to ja już myślę jesiennie. Na wiosnę i jesienią właśnie, zawsze kładę się do szpitala, żeby dostać zastrzyki z botuliny. Zbliża się kolejny termin. Co prawda, zapisana jestem na listopad, ale na październik jestem na liście rezerwowej. Mam nadzieję, że uda mi się dostać do szpitala z tej rezerwowej, bo wtedy mogłabym jeszcze odbyć pełny turnus na oddziale rehabilitacyjnym i zakończyć go do świąt. Tak więc, choć dopiero co ruszył październik, ja już myślę o grudniu. Czy się wszystko uda? Czy plan wypali? Poprzednia botulina już dawno rozeszła się po kościach, a właściwie mięśniach. Muszę przyznać, że wiosenno - letnia rehabilitacja bardzo dużo mi dała. Udało się mnie trochę wyprostować. Leciałam już nieco na prawo w skoliozę. Teraz jeszcze też mam tendencję do obsuwania się w tę stronę, ale na szczęście daję się wyprostować i jakoś trzymam plecy. Moje podwichnięte biodra nawet mocno mi nie dokuczają. Dodatkowe pół godziny fizjoterapii, którą mi zafundowali w ośrodku, to naprawdę super układ. Nie dziwcie się, że ciągle mówię o ćwiczeniach. To jedyne, co może utrzymać mnie w dobrej kondycji. Nie ma dla mnie nic lepszego. Mogę jedynie ćwiczyć, a właściwie dzielnie znosić wszelkie zabiegi rehabilitacyjne. Czym więcej będę ćwiczyć, tym dłużej zachowam proste plecy i tym łatwiej będzie mi się wyprostować. Mój pionizator Kotek świetnie mi w tym pomaga. Potrafię już postać w nim dłuższą chwilę bez marudzenia. Trochę się wtedy nudzę, ale dla moich pleców i bioder to wybawienie, więc jestem dzielna i stoję. Ćwiczenia to moje życie. Bez nich moje spastyczne ciałko wyglądałoby strasznie. Prawdopodobnie byłabym powyginana na wszystkie strony. Widziałam ja już takie dzieci. Może nie w moim wieku, ale widziałam. Właśnie teraz, kiedy jeszcze jestem mała i plastyczna, a moje mięśnie są odprowadzalne, muszę zadbać o to, żeby kiedyś nie cierpieć z powodu przykurczów. Na silną spastyczność nie ma mocnych. Kiedy się nie ćwiczy, mięśnie się kurczą i nie można np. zgiąć czy wyprostować ręki lub nogi. Na którymś turnusie widziałam pewnego chłopaka, który był tak strasznie powykręcany, że nie mógł zgiąć nóg w kolanach, tylko leżał na takim specjalnym wózku. Nie mieścił się nawet do windy. Miał chyba z 18 lat i był bardzo duży. Jego tata, żeby móc go przewozić, kupił starą karetkę, aby chłopak bezpiecznie mógł jeździć w pozycji leżącej. To spotkanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Naprawdę dało nam wszystkim dużo do myślenia. Więc myślimy i robimy wszystko, bym jak najdłużej była w dobrej kondycji. Wszyscy, z którymi obcuję mają na uwadze to, żebym była prosta, zginała się tam, gdzie się powinnam zginać i prostowała tam, gdzie trzeba. Inaczej będzie bardzo źle. Zatem czekam niecierpliwie na kolejną dawkę luzu w postaci botuliny. A tak swoją drogą ciekawe, jak długo można przyjmować tę toksynę? Hmmm, ciekawe...
Mój jesienny turnus wyjazdowy mama przesunęła na wiosnę, bo teraz już pustki na subkoncie i nie ma za co jechać. Może uda mi się załapać na ten stacjonarny (szpitalny). Trzeba się tu i tam przypomnieć, więc zaczynamy działać.
Zapraszam na moją ZRZUTKĘ. Można wpłacać jeszcze do końca miesiąca. Kto może, niech wspomoże. Obiecuję, że pieniążki w czyn przekuję!
Dziękuję!
Na niebie Hanki malowanki