Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Home, sweet home.
Jak cudownie jest wrócić po jakimś czasie do swojego domku. Do swojego łóżeczka, kota, psa, smoka, znajomych dźwięków i zapachów. Wspaniale! Jestem już w domu. Kolejny turnus za mną. Bywało ciężko, ale ogólnie było fajnie. Pogoda dopisała. A to, jak wiadomo ważna sprawa. Zjechałam się na rowerze, aż miło. Po pewnej dwugodzinnej przejażdżce byłam cała w kurzu i bąblach od komarów. Tak to jest, kiedy za cel podróży bierze się las. Razu pewnego tak się rozpędziliśmy, że aż wywiało nas ze Złotowa. Przyjechaliśmy wtedy całe 10 kilometrów. Fajowe są takie wycieczki.
Leśne wycieczki z rodziną Haneczki


Rekreacyjnie było super. Terapeutycznie też nieźle. Naprawdę, taka wielopłaszczyznowa i systematyczna rehabilitacja, to ekstra sprawa. Ehh, jak usłyszałam, że inni jeżdżą pięć razy w roku, to aż mi się przykro zrobiło. Mnie stać tylko na jeden, a w najlepszym układzie, dwa takie turnusy. Być może, gdybym ja miała możliwość jeździć częściej, to już bym gryzła albo siedziała? Może. Zbieram pieniążki właśnie głównie na turnusy. Nie zostały Wam przypadkiem jakieś powakacyjne zaskórniaki? Chętnie przekuję je w czyn. Będę bardzo wdzięczna za każdą złotówkę. Kto może, bardzo proszę o wpłatę na moją ZRZUTKĘ lub subkonto w Fundacji. Super by było, gdyby udało mi się uzbierać choć na jeden turnus więcej.
Oto, jakie zabiegi mnie spotkały na zakończonym turnusie:
Jak widać, nie nudziłam się. Na początku było ciężko tak się przestawić z wakacyjnej laby. I gdyby nie kury, kaczki i gęsi tuż za płotem, to nie wiem, jak bym wstawała o siódmej. A tak, pierwsza noc zakończyła się o 4.20. Kolejna trochę później. Średnio budziłam się o 6.00-6.30. Jak na wakacje, to kiepska pora na pobudkę, no ale jak mus, to mus. Zaczynałam o ósmej. Potem jakoś leciało. Ćwiczenia, ćwiczenia, a po nich chwila relaksu. Wieczorami nie było problemów z zaśnięciem. Działo się niemało i szybko zleciało. Za chwilę przede mną nowa przygoda. Od września bowiem w przedszkolu będzie nowa sala, nowa pani i inne dzieci. A do tego szykuje się zmiana w kwestii mojego dowozu do Ośrodka. To trudny temat nie tylko dla mnie, ale i dla mamy. Ale o tym już nie dziś, bo to grubsza sprawa.
A teraz zapraszam na foto skrót z ostatnich turnusowych działań:
Tu się cicho leży i nie fika - chiropraktyka
Tutaj często wydaję niezadowolenia dźwięki - terapia ręki

Kinezyterapia - cuda się wyrabia
A na basenie przyjemnie szalenie
Nogami gilanie po ścianie - terapia zajęciowa
Na koniku fiku miku

Alpaki mizianie, Panowie i Panie!
Na relaksie po godzinach odpoczywa Hanulina

środa, 12 sierpnia 2015

Czy ja kiedyś nie wspominałam, że szykuję się do skoku na nasz wóz, gdy tylko usłyszę coś o wyjeździe mojej rodzinki? Całkiem niedawno doszły mnie słuchy, że przed nimi jakaś wyprawa. Więc ja co? Spakowałam swoją walizkę i siup do auta gotowa, by mnie wieźć. Tak naprawdę, to spakowała mnie mama. Obudzili mnie i siostrę o czwartej nad ranem i wywieźli hen, daleko. Okazało się na miejscu, że jestem nad morzem. O Boże, ja nad morzem?! To moje pierwsze spotkanie z wielką wodą. Mówię Wam, jaki tam był hałas. Szumiały fale, skrzeczały jakieś rozdarte ptaszyska, pełno było rozmów i ludzkich krzyków. Wieczorem grała gdzieś muzyka. Na szczęście w oddali. Dało się spać. Zasypiałam tam nadzwyczaj dobrze. Po dniu pełnym wrażeń byłam umęczona tak, że padałam w tempie ekspresowym. A działo się niemało. Było plażowanie, rejs statkiem oraz długie spacery po nierównym gruncie. Wytrzęsiona jestem za wszystkie czasy. Co do plażowania, to przyznam, że średnia to dla mnie przyjemność. Było mi albo zimno albo gorąco. Znacznie częściej jednak czułam chłód. W obecne upały ciężko w to uwierzyć, ale wiatr od morza robił swoje. Chciałam popływać, jednak woda była za zimna, jak dla mnie i ledwo nogi pomoczyłam. To morze, to co chwila biło falami tak, że czasami, jak się zasłuchałam, to nawet potrafiło mnie wystraszyć. Słyszałam zachód słońca na plaży i czułam mokry piasek. W porcie pachniało rybami a koło naszego domku rozchodził się wspaniały zapach nadmorskiego lasu. To dla mnie tyle wrażeń, że będę ten wyjazd długo pamiętać. A jak by tego było mało, to rodzice spotkali jeszcze pewnego znajomego, który wypoczywał też tutaj ze swoją córą. Dziewczyny bawiły się dobrze. Ja starałam się być bardzo grzeczna, bo ogólnie bardzo mi się podobało. Wiem, że jeśli nie będę sprawiać kłopotów, to rodzice będą mnie zabierać na różne wycieczki. Nie lubię zostawać w domu, kiedy ich nie ma. Fajnie jest spędzać czas razem z rodziną. Fajne jest morze i fajne są wyjazdy. Niespodziewane, nieplanowane, nawet takie z dnia na dzień organizowane.
Kiedy wróciłam czekała na mnie niespodzianka. W domu stała wielka paczka. Przyjechał pionizator. Ale o tym napiszę innym razem.

Plażowanie
Spacerek portowym deptakiem
Rejs "Czerwonym szkwałem"
O słońca zachodzie

sobota, 1 sierpnia 2015

Smutne wieści.
Nasz Richie już więcej się do mnie nie przytuli. Nie pomizia mnie i nie pomruczy już dla mnie. Nie zdążył bidulek przebiec przez ulicę. Teraz spokojnie spoczywa pod brzózką. Minął już tydzień i moja siostra powoli oswaja się z tym, że nie wróci. Jednak co wieczór każe go sobie podrzucić do łóżka, kiedy się tylko pojawi. Ala jeszcze czeka, ja już wiem, że nie przyjdzie. Smutno nam wszystkim. Kochany był Rysiuniek.
Tęsknimy.
Ryś i ja

Ryś podkołdernik