Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 sierpnia 2014

Tego, co się w weekend działo, żadne oko nie widziało. Naprawdę, to co zobaczyliśmy w sobotę przeszło ludzkie pojęcie. Wybraliśmy się na spacer do Oleśnicy. Jest tam park i takie fajne jeziorko, wokół którego można pospacerować, pojeździć na rowerze lub na rolkach (co ostatnio uwielbia robić moja siostra). Zebraliśmy się więc wraz z naszymi gośćmi, rowerami i wspomnianym rolkami i wio nad wodę. Miał być spacer i mały piknik na trawie. Przejeżdżamy, a tam żółte taśmy i wojacy na zakrętach. Okazało się, że jest jakiś wyścig - bieg w terenie. No dobrze, spacerujemy spokojnie i wypatrujemy, gdzie ten wyścig. Aż tu nagle biegnie jeden za drugim. Wysmarowani błotem, zmęczeni i jeszcze obciążeni workiem z piaskiem. Widok po prostu nie z tej ziemi. Biegną, biegną deptakiem i nieoczekiwanie, znienacka skokiem w bok, chlup siup do rowu, do takiej małej rzeczki płynącej wokół jeziorka. Dno się zmąciło i rozeszły się niemiłe zapachy. Panowie nie patrząc na to brnęli dalej, pokonując coraz to nowe przeszkody. Nikt z nas nie widział jeszcze takich ekstremalnych biegów. Uczestnicy muszą naprawdę lubić wyzwania. Ich cały strój, w którym brali udział w biegu nadawał się chyba do wyrzucenia po zakończeniu. Nie wiem, jak wyglądało wręczanie nagród za ukończenie (zmieniliśmy kierunek wycieczki), ale nie spodziewam się, by było wylewnie. Co za przygoda nas spotkała. Potem była jeszcze pizza i zabawy na placach zabaw. W tym mieście są super miejsca do zabawy dla dzieci. Nie zwykłe huśtawki i zjeżdżalnie, ale naprawdę pomysłowe place zabaw, pełne ciekawych stanowisk. I to na każdym kroku. Szkoda, że nie mogłam z nich skorzystać. Ale za to kuzyni z Alą się wyszaleli, że ho ho. Dzień, który zaczął się, jak każdy inny, zakończył się głową pełną wrażeń. Miło jest spędzać czas w dobrym towarzystwie. Fajnie jest, gdy życie nas zaskakuje i sprawia nam takie nieoczekiwane niespodzianki. To tata wymyślił kierunek tej wycieczki a mama przystała na propozycję. Jak było? Zobaczcie sami.
Spacerkiem, rowerkiem...
...biegiem w błocie przy sobocie...
...w tłumie gapiów.
Ali wielki zwis
Dopompowywanie kół w terenie
(bardzo przydatny przystanek)
Z kuzynami zabawianki



Oficjalne zakończenie sezonu basenowego, czyli
ostatni skok Batmana

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wakacje zbliżają się do końca. Pogoda jakaś taka niewyraźna. Basen od kilku dni nie kąpie nikogo. Nudzi się, biedaczysko. Mimo to goście dopisują. Wiecie, co się potrafi dziać, kiedy gania wokół czwórka dzieci? A ja im jeszcze wtóruję i piszczę z zachwytu. Możecie sobie wyobrazić. W ostatni weekend było bardzo wesoło. Przyjechały w odwiedziny z rodzicami dwie dziewczyny. No i był jeszcze Tomeczek z ciocią oraz my. Taki skład zdarza się tyko raz w roku. A to, co się wtedy dzieje jest naprawdę ciekawe. Dziewczyny (te małe) stworzyły Klub Dziewczyn i grały w klasy. Potem przeorganizowali się w Klub Przyjaciół i ganiali po podwórku, ściągając się wokół domu. A na koniec nalali wody do piaskownicy i babrali się w błocie. Czyż to nie jest fajne? Ja tylko na nich zerkałam kątem oka i nasłuchiwałam z której strony huknie gwar nadlatującej gromady. Siedziałam z dorosłymi i grillowałam. Ale tak naprawdę, to ja przecież nie jem ani kiełbasy, ani sałaty ani nawet chlebka. Ale lubię grillować i to bardzo. Lubię, jak coś się dzieje. A co będzie za tydzień? Podobno kolejni goście. Wakacje, to naprawdę fajny czas. Korzystacie, bo za chwilę koniec luzu i zacznie się przedszkolno - szkolny kierat. I jesień. I krótkie dni. I deszcze. Ale do tego chwila jeszcze.
Oj, co to się działo!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Jest pogoda. Są wakacje. Przyjechali goście.
Oj, się dzieje. Zawierucha na całego. Ganiają i krzyczą, aż uszy więdną. A jest ich tylko dwoje. Ogólnie mi to nie przeszkadza, bo lubię rumor, ale muszę przyznać, że wieczorem jestem tym zmęczona. W związku z powyższym przesypiam ostatnio całe noce, z przerwą na zmianę boku. Jednak, żebym mogła zmienić bok, to muszę zawołać mamę. Sama się nie przekręcę. Mama przychodzi i mi pomaga. Wtedy zwykle śpię dalej, choć różnie bywa. Dobrze, że dzieci dadzą rano pospać. Jako, że są wakacje, nikt nikogo nie budzi i każdy (oprócz taty, bo pracuje) może się wyspać do woli. Nie wiem, co to będzie we wrześniu. Trzeba będzie przecież wstawać wcześniej, zbierać się i wyjeżdżać do przedszkola. Oj, skończy się zaleganie w wyrku. Ala już mówi, że jesień się zbliża. Ale póki co, cieszę się tym, co jest. Co prawda, nie ma już takiej fajnej pogody jak w lipcu, ale jeszcze nie jest źle. I co najważniejsze, nie ma w tym roku komarów. To znaczy są, ale bardzo nieliczne. Ugryzło mnie może kilka. Bywają lata, że nie da się wyjść na podwórko. Wtedy jest kiepsko. Grillowanie nie jest przyjemne. Tego lata jednak dokuczają bardziej gzy. A one wieczorem szybko chodzą spać i można posiedzieć sobie na podwórku, pokapać się i pochichotać.
Z gośćmi kąpiele - radości wiele
Gość Azy Ciołem zwany (nie pytajcie: dlaczego?)
Niedawno odkryliśmy też, że nasze ropuszki zielone wieczorami wyruszają na łowy. Dnie spędzają w zacisznej kotłowni, a nocami buszują po podwórku. Robią sobie tajemne kryjówki, by w razie czego mogły się szybko ewakuować. A rankiem pewnie przeciskają się pod garażową bramą i wracają się pokotłować i wypocząć w cieple. Ciekawe, co będzie się działo z nimi dalej? Niebawem przyjedzie nowy transport węgla na zimę. Trzeba będzie się żabuniami zająć, by potem mogły wrócić między worki z węglem. Czy będą zimować w naszej kotłowni? Hmm, ciekawe.
 Żabia nocna kryjówka
A teraz spójrzcie, jaki straszny stwór chciał oskubać do cna naszą wierzbę. Dobrze, że tata wypatrzył tego szkodnika. Niebawem pewnie nic by z drzewka nie zostało. Kto to, co to? Kto wie? My podejrzewamy, że mogła to być larwa szarańczy. Ogromne zwierzę, grube i długie, jak mamy palec. Ładne, ale żarłoczne. Nie mogliśmy pozwolić, by zjadło nasz ogródek. Agatka się nim zajęła w mgnieniu oka i bardzo jej smakowało. Aga jest zawsze w pogotowiu i chętnie oczyszcza nasz teren z niechcianych owadzich gości. Nam tutaj nie potrzeba plag egipskich. Wystarczy nam nasz prywatny cyrk.
 Cuda z ogróda - żarłoczna larwa

środa, 6 sierpnia 2014

Ale miałam wczoraj dzień. W domu było istne szaleństwo. Przyszła do nas paczka od cioci (z zagramanicy), a w niej same cuda. Ala oszalała na widok tylu fajnych rzeczy. Dla mnie była cała masa pięknych ubranek, a wśród nich pięciopak ślicznych bodziaków z długim rękawem w rozmiarze w sam raz za dużych. To znaczy, że jesienią i wiosną będę miała czym ogrzewać swoje nereczki. Nie wiem, czy wiecie, ale nie tak łatwo jest kupić body w rozmiarze powyżej 92. A ja, nie chodząca, muszę nosić body, bo kiedy siedzę, moje plecy narażone są na wystawienie i przewianie. Latem nie muszę się szczelnie okrywać, ale w chłodne pory roku, to jest kwestia zdrowia. Bardzo się cieszę z tych bodziaków i całej reszty. Teraz w mojej szafie obok starych ciuszków zamieszkają przecudnej urody stroje. Większość ubrań noszę po Ali i rzadko kiedy mam coś tylko swojego. Kto ma starsze rodzeństwo, ten wie, o czym mówię. Nosi się to, co jest. Byle nie wiało i się jakoś wyglądało.
To moja pierwsza w życiu zagraniczna paczka. W tej paczce, to najlepsze było to, że nie wiadomo było do końca, co się w niej kryje. Tylu emocji, ile dostarczył nam ten karton pełen skarbów, już dawno w naszym domu nie było. Ciociu Aniu kochana, dziękujemy bardzo za miłą niespodziankę. Koniecznie do nas przyjedź, bo muszę Ci osobiście podziękować za to wszystko. Czekam.
A w tym oczekiwaniu wypatruję słońca. Od kilku dni wieje i leje. Basen czeka. Turnus za mną i zaczęłam wakacje. A tu co? Kiszka. Pogodo wróć!
Dziękujemy ciociu Aniu!