Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

czwartek, 24 grudnia 2015

Poturnusowe podsumowania.
No i już po turnusie. Zleciało, jak zwykle nie wiadomo kiedy. Cały ten rok minął, jak z bicza strzelił. Jak się tak wszystko zaplanuje i dopnie na ostatni guzik, to potem leci ciurkiem. Zasuwa czas, jak oszalały. Ale zostawmy już te czasorefleksje w spokoju, bo o tym można by pisać i pisać, bez końca. Wróćmy do turnusu, a właściwie do wniosków po. Okazało się, że podanie botuliny w górne partie mojego ciałka, to był strzał w dziesiątkę. Super się rozluźniłam i fajnie mi i ze mną się pracowało. Udawało mi się wykonać takie piruety, o jakich jeszcze pół roku temu mogłam pomarzyć. Stanie przy wałku prawie bez marudzenia czy podpór w klęku, a nawet klęknięcie na jedno kolano (jeszcze nie bez bólu niestety), to wyczyny, jak dla mnie naprawdę duże. Szkoda, że moje bioderka są w nie najlepszym stanie, bo może pokazałabym coś jeszcze bardziej karkołomnego. Oba są zwichnięte i nadszedł już czas, by zobaczyli je specjaliści ortopedzi znający się dobrze na tym zagadnieniu. W związku z powyższym, muszę się wybrać na konsultację do Otwocka. Ponoć tam właśnie najsensowniej podpowiedzą mi, co dalej z tym fantem zrobić. Mam nadzieję, że nie zaproponują mi operacji. Chętnie posłucham, co mają do powiedzenia i wtedy będziemy myśleć, co dalej. Za jakieś pół roku będę miała kolejny ostrzyk, a po nim turnus w szpitalu (jeśli uda się wszystko zorganizować). Muszę ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nie chcę żadnej operacji. Ciągłe ćwiczenie to moje wybawienie. Teraz przede mną chwila odpoczynku. Na razie jest zawierucha, ale już niebawem wszystko się uspokoi. Przed świętami zawsze się dużo dzieje. Świąteczne zapachy kłują w nos. Siostra na gitarze wygrywa kolędy, a mama z babcią jej wtórują. Przyznam, że podoba mi się nawet, jak Ala brzdękoli na tych strunach. To dla mnie taka domowa muzykoterapia. Terapia i terapia. Świat przez pryzmat terapii.  Nie uniknę tego. Wszystko, co w jakimś stopniu korzystnie na mnie wpływa jest mile widziane. Codziennie (no prawie) pionizuję się też w moim Kotku. Babcia znalazła sposób, bym się w nim nie nudziła. Jeździ ze mną w te i wewte (pionizator ma małe kółka), a ja się wtedy chichram w głos, zamiast jęczeć stojąc w kącie. Babcia ma zawsze fajne pomysły. Przyjechała na święta, żeby spędzić ten czas z nami. Bywa tak, że babcie mieszkają gdzieś daleko, tak jak moja i smutno im samym świętować. Pamiętajcie o swoich samotnych krewnych czy znajomych. Nikt nie lubi być sam. Starsze osoby, to skarbnica wiedzy tajemnej i lubią się bardzo tą wiedzą dzielić. Warto z niej skorzystać. Zaproście ich do swego stołu.
Życzę wszystkim, byście spędzili te święta w miłej, rodzinnej atmosferze przy choince pełnej prezentów. A w nowym roku, by udało się zrealizować każde wyzwanie, osiągnąć nieosiągalne i żeby w zdrowiu doczekać kolejnego nowego roku. Wam i sobie również tego życzę. Niech się stanie. Amen.
Wesołych Świąt!

środa, 9 grudnia 2015

Ćwiczę, ćwiczę i nie kwiczę. Turnus leci. Po raz kolejny ciężko pracuję, by utrzymać się w dobrej kondycji przez jak najdłuższy czas. Oprócz zajęć na sali mam też logopedę oraz magnetoterapię i krioterapię na moje wywichnięte biodra. Zrobili mi też kolejne zdjęcie rtg, by zobaczyć, co się zmieniło od poprzedniego razu. Nie jest dobrze. Wiem to, bo mnie bolą bioderka, kiedy fikam kopytkami. Pani doktor straszy nas operacją. Co będzie dalej, zobaczymy. Na turnusie wiele się dzieje. Kręci się tu kupa ludzi. Oprócz dzieci z rodzicami pełno ostatnio jest też ciekawskich studentów. Na szczęście mnie się nie tykają, bo ja jestem trudnym przypadkiem. Siedzą, słuchają wykładu mojej pani Kasi i obserwują, jak ćwiczę. I tak to leci turnusowy czas. Ćwiczenia, odpoczynek, ćwiczenia, odpoczynek i tak do świąt. A te już tuż, tuż. Mama dzierga w wolnych chwilach jakieś świąteczne dekoracje. Jak zdąży, to może wystawi je na widok publiczny na moim bazarku. Szykuje się też nowa jednoprocentowa wizytówka, bo już w styczniu rusza kolejna batalia. Jest co robić, więc do dzieła!