Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 kwietnia 2016

Turnus za mną. Jestem już kilka dni w domu. Wróciłam do swoich codziennych obowiązków. Na wyjeździe fajnie było, ale się szybko skończyło. Dostałam solidny wycisk. Na koniec tak się rozluźniłam, że na każdych zajęciach mnie chwalili. Żebyście Wy wiedzieli, jak taki intensywny trening mi dobrze robi. Nie ma dla mnie nic lepszego. Muszę o tym wspomnieć (będzie niesmacznie - wybaczcie), ale pomiędzy zajęciami udawało mi się zrobić codziennie kupę, czasem nawet niejedną. Jak wiadomo, mam problem w tym temacie i często się męczę, bo nie mogę się pozbyć "pachnącego" balastu. A tam, po kilku godzinach ćwiczeń luzy objęły wszystkie moje mięśnie. Codziennie basen, ponadgodzinna kinezyterapia i do tego masaże na różne sposoby zdziałały cuda. Miałam też trochę innych doznań, np z panią logopedką słuchałam różnych dźwięków przez słuchawki - bardzo ciekawe wrażenia. Do tego spacerki i towarzyskie pogaduszki. Przede mną za chwilę kolejna botulina a potem wizyta u ortopedów w Otwocku. A w tak zwanym międzyczasie czeka mnie jeszcze wielka, rodzinna impreza. Na te wszystkie, zapisane w moim kalendarzu wydarzenia, muszę być oczywiście zdrowa. W związku z tym, że dawno nie chorowałam, obecnie walczę z katarem i staram się nie polec na tym polu, bo miesiąc maj tuż, tuż. W czerwcu czeka mnie kolejny pobotulinowy turnus szpitalny. I tak to się dzieje, nudy nie ma.
A teraz pierwszy hit drugiego kwartału.
Zgubiłam wczoraj mojego drugiego mleczaka. O mało co bym go nie połknęła. Poprzedni, który wypadł mi jesienią, już się wynurzył i choć jest ledwo widoczny, mam nadzieję, że szybko wypełni międzyzębową przerwę. A jego kolega z lewej pójdzie jego śladem. To bezzębie sprawia mi pewien kłopot. Mianowicie strasznie się ślinię. Przerwa w uzębieniu powoduje, że ślina po prostu wylewa się z mojego dzióbka. Dobrze, że mama kupiła mi ostatnio kilka nowych śliniaków, bo byłabym ciągle mokra. A tak, jakoś dajemy radę. Jeśli uda się złapać tę przerwę w uśmiechu, wkrótce załączę foto. A póki co, fotopodsumowanie minionego turnusu:


niedziela, 10 kwietnia 2016


Dalej walczę na turnusie. Jeszcze trochę muszę wytrzymać. Przywykłam już do ostrej ćwiczebnej jazdy (choć to zawsze jest męczące). Wszak, przy dobrych wiatrach, turnusuję się cztery razy w roku (dwa razy na NFZ i jak się uda, to dwa razy płatnie). Obecny turnus zawdzięczam wszystkim, którzy przekazali mi w poprzednim roku 1%. Dziękuję Wam bardzo! Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się zachomikować taką jednoprocentową sumkę, że wystarczy na choć jeden turnus wyjazdowy. Turnusy rehabilitacyjne, to część mojego życia. Bez nich z pewnością byłabym w gorszym stanie, niż jestem. Każda dłuższa przerwa bez dobrej rehabilitacji, to kilka kroków w tył.
Tak jest i chyba długo jeszcze będzie. Niestety.
Do końca kwietnia trzeba rozliczyć się z urzędami skarbowymi. Jest jeszcze chwila. Kto jeszcze tego nie zrobił, to najwyższy czas, by zabrać się do wypełnienia PIT-a .
Będę bardzo wdzięczna, jeśli pomożecie mi zasilić 1 procentem moje subkonto.
Obiecuję, że pieniążki dobrze zużytkuję.
Przypominam moje dane, które trzeba wpisać w deklarację podatkową:
KRS: 0000037904
Cel szczegółowy: 15145 Borek Hanna
...
A teraz fotorelacja z moich obecnych poczynań:










A po godzinach ciężkich bojów spacerkiem po wioseczce:





środa, 6 kwietnia 2016

Jak u Was z pogodą?
U  mnie po 20 stopni. Gdyby ktoś nie wiedział dlaczego, to oznajmiam, że być może mam z tym coś wspólnego. Jestem na turnusie. Kto mnie zna dłużej, ten wie, że kiedy zaczynam turnus, to zawsze poprawia się pogoda. Nie wiem, jak długo to potrwa, ale póki co jest fajnie. To mój pierwszy wyjazd wiosną. Zwykle jeździłam latem lub jesienią. Wiosną też jest pięknie. Co prawda jeszcze niezbyt zielono, ale kwitną już niektóre drzewa i kwiaty. A najważniejsze, że jest ciepło. Mogę już spacerować bez czapki i nawet bez kurtki. Szał!
Wracając do turnusu (w końcu to jest turnus rehabilitacyjny, a nie rekreacyjny), to przedstawię Wam mój rozkład jazdy. Zaczynam rano o ósmej kinezyterapią, potem idę na basen, a następnie mam dłuższą przerwę na się osuszanie i drugie śniadanie. Później jest masaż, terapia ręki, fizykoterapia, terapia przestrzenna, terapia chodu itp, itd... Gdzieś między tym wszystkim musze wciągnąć zupę, by mieć siły dotrwać do drugiego dania. Niedawno były święta i dużo wolnego. Spałam sobie do ósmej, dziewiątej. Był luzik. A teraz pobudka o siódmej, szybkie śniadanko i od punkt ósmej 80-minutowy maraton ćwiczeń na sali. Pierwszego dnia mocno protestowałam. Muszę się przestawić i wziąć w garść, bo przez dwa tygodnie nie będzie lekko. Ale jak wiadomo, cel uświęca środki. Trzeba wytrzymać.
Pokoik mam na końcu korytarza, więc nikt się nie szwęda i jest spokojnie. W ogóle, to nawet jest mało dzieci na tym turnusie. Nie ma tabunów i krzyku. Fajnie jest.
Poniżej kilka fotek ilustrujących moje aktualne wysiłki.
Cdn...







Na relaksie. Po wszystkim.