Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

piątek, 25 września 2015

Przedstawiam Wam naszego nowego domownika. Oto  Ryś. Jest już z nami trochę, ale straszny z niego cykor, więc ciężko go okiełznać. Przywieźliśmy go ze schroniska. Siedział biedak w klatce przez miesiąc. Na wszystkich prychał i był bardzo zły, że musi tam siedzieć. Trochę się na nas naczekał. Podobno pochodzi z jakichś wrocławskich piwnic, skąd przywieziono go, kiedy miał ponad 2 miesiące. Teraz ma około czterech i jest z niego niezły rozrabiaka. Pod warunkiem, że wyjdzie z zakamarków naszego domu. Kiedy go przywieźliśmy syczał na nas i gryzł, że o drapaniu nie wspomnę. Teraz powoli przestaje się bać i wychodzi na otwartą przestrzeń. Boi się, co prawda ludzkich rąk, ale pochodzi już powolutku do domowników. Zaczyna reagować na wołanie i śmielej zagląda do kącika z miseczką. Oczywiście, kiedy nie ma nas w zasięgu swojego wzroku, to buszuje (słychać jak tupta) i poznaje swoje nowe terytorium. Jest bardzo chętny do zabawy, ale trochę się jeszcze boi. Pięknie korzysta z kuwety i myślę, że będą z niego ludzie, tzn porządny kot. Jeszcze go nie głaskałam, bo niezbyt jest skory na ręce, ale mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie do mnie sam. Tak więc, poznajcie Rysia , mojego nowego milusińskiego.
Ala kocia mama
A co poza tym? W przedszkolu, w przedszkolu fajnie jest. Nowe panie bardzo się starają, żeby było mi dobrze. Codziennie wychodzę od nich bardzo zadowolona i uśmiechnięta. Moja obecna grupa liczy mniej dzieci, a jak kogoś nie ma, to jest już całkiem lux. Jestem teraz bardzo dobrze zaopiekowana. Trzymają mnie na rękach, żebym mogła odbić po jedzeniu i nawet ostatnio był taki pan, który ustawiał mi fotelik, żeby mi się dobrze siedziało. Jestem bardzo zadowolona, że trafiłam do grupy cioci Asi. Mam też trochę więcej fizjoterapii, co mi bardzo służy. Ogólnie rzecz biorąc, zmiany wyszły na dobre. Nie chcą mnie tylko wozić tym gminnym busem. Jakoś nie możemy się dogadać. Póki co, wozi mnie mama. Sprawa jest w toku, więc życzcie mi przychylnego rozwiązania.
Z ostatniej chwili.
Zgubiłam zęba i jestem teraz szczerbatką. Czekam na nową prawą dolną jedynkę. Podobno ma się pojawić w miejsce tej, która wyleciała. Oby. Czekam więc na nowego ząbka z utęsknieniem.

piątek, 18 września 2015

Moje 750 gramów
Nie jest nam łatwo oglądać w tv nowy serial o wcześniakach. Wracają niemiłe wspomnienia. Mój, a raczej nasz wspólny, start nie był taki ładny, jak w tym filmie. Nasz film był raczej thrillerem, w którym napięcie rosło z każdym kolejnym dniem. Nie wiadomo było, co przyniesie jutro. Brak było dobrego narratora. Właściwie nie było go wcale. Zdawkowe, krótkie komunikaty lekarzy i pielęgniarek, brzmiały jak w obcojęzycznej produkcji. Nie było lektora, który mógłby nam przetłumaczyć, o co chodzi w tym filmie. Było kiepsko. Chrzest w inkubatorze nie wróżył nic dobrego. Nikt wtedy nie wiedział, jak to się zakończy. Po trzech miesiącach w szpitalu thriller dobiegł końca. Na własnym oddechu, samodzielnie jedzącą, dwukilogramową wypisano mnie do domu. Zaczęła się rehabilitacja i pogoń za specjalistami. Terminy, kolejki, badania, zabiegi. Stawanie na głowie, żeby tylko było dobrze. Przecież wszyscy to wiedzą, że wcześniaki doganiają swoich rówieśników. Ale niestety, nie wszyscy wiedzą, że nie wszystkie. Nie ma (póki co) w telewizyjnym serialu takich, którym się nie udało. Ja wiem, gdzie oni są. U mnie w ośrodku. Spotykam ich też na turnusach i w szpitalach. Większość z nich nie chodzi, nie mówi, nie widzi lub nie słyszy. Mają krzywe kręgosłupy, zwichnięte biodra, zęby popsute od nadmiaru leków. Nie jest im łatwo żyć. Z nimi też żyć nie jest lekko. Każdy z nich ma rodziców. Miewają siostry lub braci, którzy pewnie podobnie, jak moja siostra pytają "kiedy Hania wyzdrowieje?". Nie pytają "czy?" tylko "kiedy?".
Serial trwa. Czy będzie happy end?
Jesteście ciekawi? Oglądajcie kolejne odcinki.

czwartek, 10 września 2015

Czekałam na Papugę, a mam w domu Kotka.
Nie jest to kolejny Rysiu, ale pionizator. Czyż to nie piękny zbieg okoliczności? Może to dlatego, żeby pocieszyć mnie po stracie naszego kochanego Rysiulka? No więc mam w domu nowy pionizator. Dla mnie nowy, ale tak naprawdę jest używany. Bardzo dziękuję pewnej miłej Pani, która zechciała przekazać go mi za niewielką opłatą. Pani ta ma przeogromne serce. Sama się do nas odezwała z propozycją przygarnięcia Kotka. To niewiarygodne, ale prawdziwe. Dziękuję Pani Joasiu! Sprzęcik jest fajny. Mogę się w nim pionizować przodem i tyłem. Mam nadzieję, że czas spędzany w Kotku będzie miły i efektywny. Muszę się z nim polubić, bo taka przyjaźń dobrze zrobi moim biodrom. Witaj w domu, Kotku!
Kotek
Kiedyś stała w nim Gabrysia, stać w nim ja będę od dzisiaj
http://egzotica.pl/images/smilies/dzieki.gif

niedziela, 6 września 2015

Czas wrócić na ziemię.
Wakacje odeszły w dal. Zaczynam nowy rozdział. Ruszyło przedszkole, choć może to bardziej zerówka już. W końcu jestem pięciolatką. Jak by nie patrzeć, jest coś nowego. Jak kiedyś wspominałam zmieniłam salę, mam nowych kolegów i dwie nowe panie. To już mój trzeci rok w ośrodku, więc się nie marzę i dzielnie daję radę. Co prawda, na razie jest lekkie zamieszanie i uczymy się siebie nawzajem, ale jestem grzeczna i pozwalam się nakarmić. To bardzo istotna kwestia, bo wiadomo przecież, że kiedy Polak głodny, to zły. Szczególnie ja. Jak jestem najedzona i mam sucho w majtach, to można się ze mną dogadać. I niby wszystko jest fajnie, ale pojawił się jeden mały (oby) problem. Od tego roku szkolnego gmina ma obowiązek zapewnić mi transport. Oczywiście dowóz jest, ale... chcą mnie zabierać z domu o godzinie 6.20. Na miejscu byłabym koło siódmej. Zajęcia zaczynam o dziewiątej i do tego czasu musiałabym przebywać w świetlicy. Nie wyobrażam sobie tego. Pan dowoziciel mówi, że nie ma opcji, żebym jeździła później, bo się nie wyrobi. Gmina płaci mu za jednego busa, a on rozwozi dzieci po całym Wrocławiu. Przed nami więc batalia z gminą, bo nikt z nas nie godzi się na taki układ. Jak zwykle - biednemu wiatr w oczy. Trzeba to jakoś rozwiązać. Bądźcie dobrej myśli. To się musi udać. A może czyta nas ktoś, kto przerabiał podobny temat i podzieli się z nami argumentami? Wszelkie sugestie mile widziane: hananasza@gmail.com.

O!kruszynka gadzinka naścienna
czyli cuda z ogróda