Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

czwartek, 28 maja 2015

Przez poprzedni tydzień tyle się działo, że nie było nawet kiedy spokojnie usiąść i coś skrobnąć. W poniedziałek mama z Alą miała umówioną gdzieś wizytę. W środę pojechałam do szpitala, w czwartek botulina, w sobotę wyjazd na komunię do kuzyna, w niedzielę uroczysta msza święta, po niej przyjęcie i na koniec utęskniony powrót do domu. Byłam wymęczona, jak koń po westernie. W poniedziałek na szczęście mama jeszcze pozwoliła mi zostać w domu, bo chyba bym się kopytkami nakryła w przedszkolu. Musiałam odespać i wypocząć po tej gonitwie. Nie zgadniecie do której spałam. Do 10.20! Mama tylko przychodziła zmieniać mi boki, a ja spałam i spałam. Wypoczęłam trochę, ale nie czuję się jeszcze w pełni sił. Co prawda, daję jakoś radę i zrywam się (tzn jestem zrywana) codziennie o siódmej do przedszkola, ale już pod koniec zajęć jestem padnięta. Wieczorem zaliczam szybkie zejścia. Mama mnie teraz bacznie obserwuje, bo (wiecie, czy nie wiecie) po ostatnich dwóch botulinach miałam ataki padaczkowe. Relsed (takie lekarstwo w razie W) jest w pogotowiu. Może uda mi się tym razem bez wstrząsów, bo póki co jest spokój. Oby mnie nie naszło i nie zaatakowało. Oby.
Jeszcze tylko kilka dni przedszkola i zakończę mój kolejny rok szkolny. Tak się jakoś składa, że znowu nie będzie mnie na zakończeniu. W czerwcu zaczynam kolejny turnus w szpitalu. Kilka tygodni codziennych, porządnych ćwiczeń dobrze mi zrobi. Trzeba będzie też obejrzeć dokładnie moje biodra, bo czuję, że nie jest tam dobrze. Aż się boję myśleć, jak one wyglądają i co powie na ich widok pani doktor. Teraz, po strzyku, kiedy się już nieco rozluźniłam, tak bardzo mi nie dokuczają, ale zdarza się, że czasem coś tam zaboli. Nie będę się jednak martwić na zapas. Kiedy będzie już zdjęcie rtg, to wtedy będziemy się głowić, co z tym fantem zrobić. I tak to jakoś leci. Szczęśliwie, póki co trzymam się zdrowo. Mama się trochę pochorowała po szpitalu. Spała koło okna i gdzieś ją zawiało, ale powoli wraca do siebie. Jakoś się udało, że mnie nie zaraziła, ale słyszałam, jak smarka i kaszle. Pogoda po prostu przechodzi ludzkie pojęcie. W nocy zimno, jak jesienią a i w dzień nie lepiej. Zimnica panie, że aż naszą kozę odpalamy wieczorami. Zimny maj. Marzną pomidorki, ogóreczki, fasolki - w gruncie rzeczy. Chodzą jednak słuchy, że niebawem ma być upalnie. Czekam zatem na falę ciepła. A zimna fala niech się na Arktykę oddala. Trzymajcie się ciepło. I oby do lata...
W kolejce po sakrament dla kuzyna

Hana w kościele (uduchowiona ona)

W towarzystwie siorki i muzykanta na pięknym ryneczku

piątek, 22 maja 2015

Przed botuliną, botulina i po botulinie.
Już jestem ostrzyknięta. Teraz przechodzę rekonwalescencję w domowych pieleszach. Muszą się zagoić dziurki w nogach. Moja siostra wczoraj naliczyła mi ich 12. Trochę boli, nie powiem, ale daję radę. Najważniejsze, że już czuję się nieco luźniej. Botulina działa dobrze na całe moje ciałko. Rączki już nieco puściły, a nogi jeszcze trochę bolą od wkłuć, ale jakoś wytrzymam. Tym razem wszystko poszło gładko, zgodnie z planem. Dziękuję pani doktor i całemu personelowi, który o to zadbał. Na początku było trochę zabiegów, żeby podłączyć mi wenflon. Udało się za czwartym razem. Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądają moje ręce (pełno na nich blizn po wcześniejszych kłuciach), skoro na oddziale dziecięcym specjalistkom w tej dziedzinie udaje się to dopiero po kilku podejściach. Do tego złe krążenie w rękach (nogach zresztą też), żyłki pochowane głęboko i nie ma lekko. Taka już uroda wcześniaków. Dobrze, że cioteczki pielęgniareczki mają anielską cierpliwość. Jak jedna nie może, to druga pomoże (a czasem nawet i trzecia musi - jak tym razem). Trochę bolało, ale się udało. Ufff, jestem już na szczęście w domu, goję rany i odpoczywam. Kolejne kłucie za około pół roku, a w tym czasie intensywne ćwiczenia na kolejnym szpitalnym turnusiku. I byle do przodu, jak to mawiają.
Byle do przodu...
Na załączonym zdjęciu moje pokłute nogi z poprzedniego ostrzyku. Makabra, co? Ale warto wytrzymać ten ból, bo potem jest luz w rajstopach.
http://forum.gg.pl/images/smilies/GG/oczko.gif
Haniuta na nogach pokłuta


środa, 20 maja 2015

Botulinuję się - botoxuję. Tzn. szpitalnie się adaptuję. Ostrzykiwana będę jutro, więc oczekuję. Jutro jestem w planach trzecia z kolei. Start o 10.30, więc będę się trochę  niecierpliwić. Szczególnie, że od rana będę na głodzie, tzn. na czczo do znieczulenia. Muszę być dzielna. Trzymajcie za mnie kciuki.

czwartek, 7 maja 2015

Maj - zielony raj.
Ale pięknie się zrobiło wokół. Ciepło, słonecznie, zielono i kolorowo. Kiedy jadę co rano do przedszkola, mijam prześliczne, żółte rzepakowe pola. Cudne są. Z prawej i z lewej żółciutko, że aż w oczy razi. Uroczy jest ten początek maja. Ruszył też sezon rowerowy, więc i ja zaliczam przejażdżki. Mój rydwan, tzn. wózek Kimba Cross jest nie do zdarcia. To już trzeci sezon, jak nim jeżdżę. Troszkę urosłam, więc musieliśmy go tu i tam nieco poprzestawiać, ale jeszcze się mieszczę. Myślę, że rodzice będą mnie w niego wciskać nawet, jak już będzie za mały, bo nie wiem, czy będzie nas stać na Crossa nr 2. A może kiedyś siądę na tyle dobrze, że wystarczy mi jakaś "zdrowa" przyczepka? Nie będę się martwić na zapas. Jestem bardzo zadowolona, że rodzice zdecydowali się kiedyś na ten właśnie wózek. Dzięki temu mogę uczestniczyć w rodzinnych eskapadach po okolicznych lasach. Gdyby nie to, siedziałabym w domu z jednym z rodziców lub ewentualnie spacerowała wolnym krokiem. A tak, pruję powietrze z uśmiechem na twarzy. Teraz jest najlepszy czas na przejażdżki, bo na razie nie ma jeszcze komarów i nie pchają się do japy, kiedy się szczerzę w pędzie. Kto żyw na rower, póki się robactwo nie wykluło! Na ostatniej, długoweekendowej wycieczce było super - pachnąco, ciepło i radośnie. Mam nadzieję, że pogoda w najbliższy weekend dopisze i znowu będę miała wiatr we włosach. A wszystkim, którzy się zastanawiają, czy wydać taką grubą kasę na Kimbę Cross zapewniam, że warto. Owszem jest to kolos, ale jeździ, jak leciutka parasolka. Dla niesiedzącego, wiotkiego czy spastycznego dziecka to super wóz. Warto poszukać używanego. Jak będę sprzedawać swój, to z pewnością Was o tym powiadomię.
A tak na wycieczce było
- ciepło i w oczy raziło