Już jestem ostrzyknięta. Teraz przechodzę rekonwalescencję w domowych pieleszach. Muszą się zagoić dziurki w nogach. Moja siostra wczoraj naliczyła mi ich 12. Trochę boli, nie powiem, ale daję radę. Najważniejsze, że już czuję się nieco luźniej. Botulina działa dobrze na całe moje ciałko. Rączki już nieco puściły, a nogi jeszcze trochę bolą od wkłuć, ale jakoś wytrzymam. Tym razem wszystko poszło gładko, zgodnie z planem. Dziękuję pani doktor i całemu personelowi, który o to zadbał. Na początku było trochę zabiegów, żeby podłączyć mi wenflon. Udało się za czwartym razem. Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądają moje ręce (pełno na nich blizn po wcześniejszych kłuciach), skoro na oddziale dziecięcym specjalistkom w tej dziedzinie udaje się to dopiero po kilku podejściach. Do tego złe krążenie w rękach (nogach zresztą też), żyłki pochowane głęboko i nie ma lekko. Taka już uroda wcześniaków. Dobrze, że cioteczki pielęgniareczki mają anielską cierpliwość. Jak jedna nie może, to druga pomoże (a czasem nawet i trzecia musi - jak tym razem). Trochę bolało, ale się udało. Ufff, jestem już na szczęście w domu, goję rany i odpoczywam. Kolejne kłucie za około pół roku, a w tym czasie intensywne ćwiczenia na kolejnym szpitalnym turnusiku. I byle do przodu, jak to mawiają.
Byle do przodu...
Na załączonym zdjęciu moje pokłute nogi z poprzedniego ostrzyku. Makabra, co? Ale warto wytrzymać ten ból, bo potem jest luz w rajstopach.
Haniuta na nogach pokłuta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz