Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 7 października 2015

Minął  wrzesień, więc już jesień.
I choć pogoda dopisuje, to ja już myślę jesiennie. Na wiosnę i jesienią właśnie, zawsze kładę się do szpitala, żeby dostać zastrzyki z botuliny. Zbliża się kolejny termin. Co prawda, zapisana jestem na listopad, ale na październik jestem na liście rezerwowej. Mam nadzieję, że uda mi się dostać do szpitala z tej rezerwowej, bo wtedy mogłabym jeszcze odbyć pełny turnus na oddziale rehabilitacyjnym i zakończyć go do świąt. Tak więc, choć dopiero co ruszył październik, ja już myślę o grudniu. Czy się wszystko uda? Czy plan wypali? Poprzednia botulina już dawno rozeszła się po kościach, a właściwie mięśniach. Muszę przyznać, że wiosenno - letnia rehabilitacja bardzo dużo mi dała. Udało się mnie trochę wyprostować. Leciałam już nieco na prawo w skoliozę. Teraz jeszcze też mam tendencję do obsuwania się w tę stronę, ale na szczęście daję się wyprostować i jakoś trzymam plecy. Moje podwichnięte biodra nawet mocno mi nie dokuczają. Dodatkowe pół godziny fizjoterapii, którą mi zafundowali w ośrodku, to naprawdę super układ. Nie dziwcie się, że ciągle mówię o ćwiczeniach. To jedyne, co może utrzymać mnie w dobrej kondycji. Nie ma dla mnie nic lepszego. Mogę jedynie ćwiczyć, a właściwie dzielnie znosić wszelkie zabiegi rehabilitacyjne. Czym więcej będę ćwiczyć, tym dłużej zachowam proste plecy i tym łatwiej będzie mi się wyprostować. Mój pionizator Kotek świetnie mi w tym pomaga. Potrafię już postać w nim dłuższą chwilę bez marudzenia. Trochę się wtedy nudzę, ale dla moich pleców i bioder to wybawienie, więc jestem dzielna i stoję. Ćwiczenia to moje życie. Bez nich moje spastyczne ciałko wyglądałoby strasznie. Prawdopodobnie byłabym powyginana na wszystkie strony. Widziałam ja już takie dzieci. Może nie w moim wieku, ale widziałam. Właśnie teraz, kiedy jeszcze jestem mała i plastyczna, a moje mięśnie są odprowadzalne, muszę zadbać o to, żeby kiedyś nie cierpieć z powodu przykurczów. Na silną spastyczność nie ma mocnych. Kiedy się nie ćwiczy, mięśnie się kurczą i nie można np. zgiąć czy wyprostować ręki lub nogi. Na którymś turnusie widziałam pewnego chłopaka, który był tak strasznie powykręcany, że nie mógł zgiąć nóg w kolanach, tylko leżał na takim specjalnym wózku. Nie mieścił się nawet do windy. Miał chyba z 18 lat i był bardzo duży. Jego tata, żeby móc go przewozić, kupił starą karetkę, aby chłopak bezpiecznie mógł jeździć w pozycji leżącej. To spotkanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Naprawdę dało nam wszystkim dużo do myślenia. Więc myślimy i robimy wszystko, bym jak najdłużej była w dobrej kondycji. Wszyscy, z którymi obcuję mają na uwadze to, żebym była prosta, zginała się tam, gdzie się powinnam zginać i prostowała tam, gdzie trzeba. Inaczej będzie bardzo źle. Zatem czekam niecierpliwie na kolejną dawkę luzu w postaci botuliny. A tak swoją drogą ciekawe, jak długo można przyjmować tę toksynę? Hmmm, ciekawe...
Mój jesienny turnus wyjazdowy mama przesunęła na wiosnę, bo teraz już pustki na subkoncie i nie ma za co jechać. Może uda mi się załapać na ten stacjonarny (szpitalny). Trzeba się tu i tam przypomnieć, więc zaczynamy działać.
Zapraszam na moją ZRZUTKĘ. Można wpłacać jeszcze do końca miesiąca. Kto może, niech wspomoże. Obiecuję, że pieniążki w czyn przekuję!
Dziękuję!
Na niebie Hanki malowanki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz