Jestem już po kolejnym zabiegu podania botuliny. Wszystko poszło zgodnie
z planem. Szczęśliwie, nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Tym
razem dostałam toksynę w ręce. Jak dotąd, zawsze miałam ostrzykiwane
nogi. Raz tylko podali mi trochę leku w ręce. Jako, że nogi aktualnie
mam (jak to wszyscy się mówią) fajne, zdecydowano, że tym razem spróbują
zająć się rękami. No i poszło. Mam piękne ślady wkłuć na całych
długościach rąk. Czekam teraz z utęsknieniem, żeby lek już zaczął całkiem
działać, bo strasznie męczy mnie ta spastyka. Na izbie przyjęć, kiedy czekałam
na swoją kolej, tak się podrapałam na twarzy, że aż lekarka przyjmująca
pytała się mamy, co to za zmiany. Może i dobrze, że tym razem poszły
ręce. Zaoszczędzę trochę swojej pięknej buźki. Zapisałam się już też na
kolejny termin. Wiosną znowu będę kłuta. Żebyście tylko nie pomyśleli,
że do tego czasu będę leniuchować. Niebawem odwiedzę szpitalny oddział
rehabilitacyjny, gdzie będę pracować ile sił, by te zwiotczone botuliną
mięśnie rozćwiczyć. Myślę, że za parę tygodni będę już dobrze czuła
efekty tych wszystkich zabiegów. Widzicie, jak wiele się musi koło mnie dziać,
żeby dało się jako tako żyć. Ile tylko można, korzystam z oferty
NFZ. Jak na razie udaje się wykonać plan. Nie wiem jednak, jak będzie
dalej, bo robię się powoli coraz starsza i mam wrażenie, że jestem
niezbyt mile widziana na oddziale rehabilitacyjnym. Małych, chorych
pacjentów z roku na rok przybywa. Przed
ostatnim zabiegiem pan, który asystuje przy moim ostrzyku stwierdził,
że przydałby się pododdział dla dzieci z porażeniem mózgowym. Wtedy pacjenci tacy, jak ja, mogliby spokojnie kontynuować leczenie. Bez
nerwów, że nie uda się zrobić wszystkiego na czas, że przykurcze
powykrzywiają ciało, że powyskakują biodra a ból nie da normalnie żyć.
Jak by to było pięknie, gdyby ciągłość leczenia była w jakiś magiczny
sposób zagwarantowana. Marzenia? Pewnie tak. Jak znam już trochę życie,
pewnie na tym się skończy. Ale czyż to nie jest ciekawa idea? Może się
kiedyś doczekam. Tylko, ile ja będę miała wtedy lat? Dobra, wracamy na
ziemię. A tutaj jest, jak jest. Wieje, leje i niebawem jeszcze ma
sypnąć. Trzymajcie się ciepło i zdrowo!
HaNKa
Strony
Witamy!
Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz