Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

czwartek, 12 kwietnia 2018

Wiem, wiem, zaniedbuję bloga. Przepraszam Was za to. Najświeższe nowiny znajdziecie najszybciej na moim Facebooku, ale tam jest taki ruch, że tutaj na spokojnie chciałam opisać, co i jak ze mną i z moimi biodrami. Jestem już po operacji lewego biodra. Konkretnie, to zrobiono mi to:
Operacja trwała około trzech godzin. Po wszystkim zagipsowali mnie od pasa w dół, zostawiając tylko kopytka i otwór na pieluchę. Bardzo niekomfortowo się teraz czuję. Jestem unieruchomiona i mogę tylko leżeć. Żadne pochyły (no może minimalne) nie zdają egzaminu, bo mi się gips wbija w brzuch. Tylko pozycje na płasko tytułem, płasko przodem i na bokach wchodzą w grę. Mimo to, nie biorąc pod uwagę boleści z powodu cięcia, łączenia, szycia i innych takich, dzięki unieruchomieniu obu nóg, jest nieźle, bo nie odczuwam ciągłego bólu przy każdym ruchu nogami, jak dotychczas. Dostaję jeszcze leki przeciwbólowe i na rozluźnienie mięśni, by spastyka nie powodowała skurczy mięśni, bo wtedy się napinam i wszystko mnie boli jeszcze bardziej. Podsumowując, nie jest tak źle, jak się spodziewałam. Najgorsze były pierwsze dni po operacji. Bardzo mnie wszytko bolało. Szczęśliwie, mam wysoki próg bólu, więc jakoś to zniosłam. Teraz jest już dużo lepiej. Ale wiecie co jest najgorsze? Zmiana pieluchy. Obecnie nie mogę założyć zwyczajnej pieluszki, bo przecieknie i gips mi nasiąknie moczem i będzie brzydko pachnieć, a te nowe spodnie gipsowe mają mi służyć przez sześć tygodni. Do otworu w gipsie dobrze pasują tylko takie wkładki dla dorosłych. Przy zmianie mama przewraca mnie na wszystkie strony, żeby szczelnie wypełnić przestrzeń między nogami. Upycha tę wkładkę, dopycha szpary watą, a na to na wierzch, na gips nakłada za dużą pieluchę do podtrzymania, by wkładka jak najszczelniej siedziała tam, gdzie ma siedzieć. Żeby to wszytko było takie proste, to by było fajnie. Niestety, często zmieniam boki, by mi się nie zrobiły odleżyny i zdarza się, że coś podcieknie. Wtedy muszę leżeć i schnąć. Włażę pod koc i wietrzymy. I zadek z gipsem i pokój. O "dwójce" nie będę wspominać, bo to jest już bardziej skomplikowane. I taki to ambaras. W całym tym szpitalno-świątecznym zamieszaniu skończyłam osiem lat. Był tort i nawet prezent, ale w tych okolicznościach nie było zbytniej radości. Takie to już moje życie. Szału nie ma. Nie ważne. Co tam urodziny, liczy się każdy kolejny rok do przodu i tyle. Oby tylko mieć siły, by udźwignąć to, co jeszcze przede mną. No, i doczekać zdjęcia gipsu. A potem zacząć nowe życie. Już bez bólu, mam nadzieję.
Tak było (jeszcze na oddziale)
Tak bywa (jak mnie tata wyeksportuje z pokoju)
Tak jest (na codzień)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz