Turnus dobiegł końca. Niestety, moja terapeutka nie dała rady się
wykurować i połowę zajęć miałam z jej zastępczynią panią Reginą. Dobrze było, ale
fajnie, że już się skończyło. Jestem wymęczona tym ostatnim turnusem. Za
mną sześć tygodni codziennej harówki, czego efektem jest lepsze
trzymanie głowy i pleców oraz bardzo dobra odprowadzalność moich stawów (brak przykurczy). A najważniejsze jest to, że się nie cofam. Choć
powoli, to idę do przodu. Za chwilę zacznę normalne wakacje. Będzie
spanie do woli (o czym marzę) i spokój w głowie. Kąpiele w przydomowym
basenie i może nawet jakiś wypad. Być może nawet nie jeden. W końcu to
wakacje. Chciałabym tylko jeszcze, żeby pogoda się wyklarowała, bo to co się
ostatnio dzieje, to mi się nie podoba. Bardzo to nieprzyjemna aura. Za oknem co chwila huczy, wieje i
leje. Czy to aby na pewno lipiec? Chcę słońca i letniej bryzy. Pogodo wróć!
A na
deser kilka zdań ku przestrodze, czyli o tym, jak Hana miała zostać
wykorzystana.
Kto mnie zna, ten wie, że
średnio sobie daję radę w życiu - nie widzę, nie mówię, nie siedzę, nie
chodzę itd. Mówiąc bez ogródek, jestem bezbronna, niestety (pozornie, jak się okazuje). Zazwyczaj,
kiedy spotykam się z innymi ludźmi, to oni wykazują chęć pomocy i
współczucie. Choć tego nie oczekuję, wcale mnie to nie dziwi. Gdy sami
mamy kontakt z innymi chorymi dziećmi i ich rodzicami, to też staramy
się wczuć w ich sytuację, zrozumieć i wesprzeć dobrym słowem. Normalnie,
jak (wydawałoby się) każdy. W moim ponad sześcioletnim życiu, jak dotąd
nie spotkała mnie żadna większa przykrość ze strony obcych. Aż do
teraz, gdy zachciało nam się robić interesy z pewnym przedstawicielem
sklepu rehabilitacyjnego. Przedstawiciele handlowi to szczególna grupa
ludzi, często bardzo miłych i bardzo chcących pomóc. Bardzo często
bardzo. I mimo, że w trakcie zamawiania towaru wszystko wygląda dobrze, wcale nie musi się tak
skończyć. Nie chcę sugerować, że wszyscy przedstawiciele mają złe
intencje. Jak dotąd bowiem cały skład reha bajerów, jaki posiadam udało
się nam kupić bez najmniejszego problemu. Kiedyś np. trzeba było wykazać się
cierpliwością, gdy to wózek płynął przez ocean kilka tygodni. Albo, jak
zepsuło mi się koło w wózku, to najpierw dostałam nowe, a dopiero wtedy
odesłane do sklepu zostało to trefne. Czyli, jak się jest dobrym
człowiekiem i uczciwym sprzedawcą, to można. W branży rehabilitacyjnej
można by było oczekiwać właśnie takiego podejścia do sprawy. Wszak to
szczególna grupa odbiorców. Że o kosmicznych cenach nie wspomnę.
-
Czego jeszcze potrzeba? Może fotelik, albo siedzisko? A może przyda się
pionizator? Trzeba tylko poprosić lekarza o wypisanie zlecenia, kod taki
i taki... - zwykle służą pomocą uprzejmi sprzedawcy. Słyszało lub
czytało się nieraz, że ktoś (kupujący) podpisał zlecenie na refundację
sprzętu z NFZ, sklep refundację zrealizował, zabrał kasę, a towaru ani
widu ani słychu. Trafił się i nam, ktoś podobnego sortu (może nie aż tak bardzo, ale ktoś na ten kształt). Ktoś, kto
poczuł, że można zarobić więcej, niż się wcześniej umawialiśmy. Zakup
był drobny i nie bardzo drogi (jak na ceny reha sprzętów). Niemniej
jednak sprzedawca wystawiając fakturę doliczył sobie do wcześniej ustalonej ceny ponad dwadzieścia procent marży. Jako, że razem z tym zakupem
braliśmy też inny sprzęt (z refundacją NFZ), kwoty na fakturach, wydały się podejrzanie wysokie. No i
rzeczywiście. Po kontakcie z producentem wyszło na jaw, że sugeruje on
cenę i te drobiazgi (po około 500 złotych) powinny być do kupienia w
cenie producenta. Sprzedawca wiedział, że mam nazbierany 1% i pewnie pomyślał, że to dla nas żadna różnica. Błędne to myślenie. Owszem, mam jeszcze środki na subkoncie, ale nie tędy droga. Mam je na co wydawać. Turnusy i rehabilitacja to moje priorytety. Nie zamierzam wypychać komuś jego cienkiego portfela. Długo trwały pertraktacje, aż w końcu sprzedawca
zdecydował, że wystawi korektę do tej zawyżonej faktury i zejdzie do ceny
sugerowanej. Wykazał się zdrowym rozsądkiem, albo zorientował się, że
nie odpuścimy i zmienił ton. Ta sprawa ma jeszcze drugie dno, trochę grubsze. Ale nie chcę o tym pisać, bo jestem dobrą dziewczynką. W
przeciwieństwie do tamtego pana.
A teraz słuchajcie przedstawiciele
różnej maści i wszyscy, którzy zechcecie dorabiać się na moich (i innych chorych dzieci) pieniądzach z trudem uzbieranych z 1%: Nie z nami te numery! Mimo, że
sami jesteśmy może mało bystrzy i nie potrafimy upomnieć się o swoje, to
stoją zwykle za nami murem rodzice. Jeśli ktoś sądzi, że oskubie nas z kasy szybko,
łatwo i przyjemnie, to się grubo myli. Gdy ktoś zechce mnie zrobić w
Karolka, niech wie, że nie ujdzie mu to płazem. Jestem konsumentem i
stoi za mną prawo. Może nie być miło. Każdy (nie tylko w kwestiach
finansów), kto zechce zrobić mi jakąś krzywdę, będzie miał do czynienia z
moimi rodzicami. A oni nie pozwolą mnie skrzywdzić.
I jeszcze kilka zdań do rodziców innych dzieci z wyzwaniami. Bądźcie rozważni. Szukajcie i porównujcie ceny sprzętów.
Podpisane przez Was zlecenie przekazujcie sklepowi (sprzedawcy) dopiero
po otrzymaniu towaru. Jak już znajdziecie to, co jest potrzebne Waszemu
dziecku, to zakup starajcie się sfinalizować w jak najszybszym czasie,
żeby (jak u nas, kiedy sprawa się ciągnęła dłużej) nie było
nieporozumień, np. w kwestii ceny. Faktury do refundacji z Waszych subkont wysyłajcie dopiero
wtedy, gdy wszystko będzie już załatwione na 100%, czyli sprzęt w domu, a
jego cena na fakturze będzie przez Was zaakceptowana. A jeśli macie jakieś wątpliwości, to może
lepiej poszukać innego sklepu, najlepiej poleconego przez kogoś
znajomego. I nigdy, przenigdy nie
wierzcie we wszystko, co mówi Wam sprzedawca. Lepiej w porę się wycofać,
niż potem żałować, że sprawy zaszły za daleko i nie da się już nic
zrobić. Pamiętajcie, że zwykle o dofinansowania z NFZ na konkretny
sprzęt możecie się ubiegać tylko raz na kilka lat. Warto przypilnować
siebie i sprzedawcy. Bądźcie czujni! Polecam też zasięgać informacji u
innych rodziców. Gwarantuję, że każdy chętnie pomoże. Sami nieraz
prosimy o pomoc znajomych, czy nieznajomych rodziców dzieci z sieci.
Służymy też radą innym. Nie pytajcie mnie tylko, co to za sklep chciał
mnie przerobić. Ostatecznie, doszliśmy do porozumienia. W innych
sprawach piszcie śmiało. Na ile możemy, chętnie pomożemy.
Strony
Witamy!
Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta
Szukaj na tym blogu
poniedziałek, 18 lipca 2016
poniedziałek, 4 lipca 2016
A to się stała niespodziewajka. Moja ulubiona terapeutka, pani
Kasia uszkodziła sobie rękę i nie może ze mną ćwiczyć. Mam teraz zajęcia
z inną panią. Pani Regina bardzo się stara, ale to nie ręce mojej
Katarzyny i trochę płaczę. Nasze pierwsze spotkania były kiepskie. Bardzo mi brakuje tamtych rąk, które to wiedzą o mnie
wszystko. Mam nadzieję, że do końca turnusu rączka wydobrzeje i będziemy
mogły razem jeszcze trochę ze mnie wycisnąć. A może to spotkanie z panią Reginą dobrze na mnie wpłynie? Każde kolejne nasze zajęcia są coraz bardziej owocne. Już mniej płaczę i nawet się rozluźniłam. Będzie dobrze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)