Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 15 czerwca 2016

Po komunii i po chrzcinach. Taka to święta ta moja rodzina.
Dopiero co mieliśmy u nas komunię, a w niedzielę wróciłam z chrzcin małego kuzyna. W południe był chrzest, a wieczorem Polska Biało-Czerwoni - dopingowaliśmy naszych. Meczyk oglądaliśmy u wujka w domu wraz z całą (prawie) rodzinką. Co to się działo?! Szczęśliwie, chłopaki wygrali i wtedy dopiero mogliśmy wrócić ze spokojną głową do naszego domku. W trakcie transmisji hałas był ogromny. Pełno gości wraz z dziećmi i TV na cały regulator, żeby wszyscy dobrze słyszeli to, czego nie zobaczą. Istny Meksyk. Takie wyjazdy strasznie mnie męczą. Dobrze się nie wysypiam w obcych miejscach, jem to tu, to tam, zwykle w biegu. Takie atrakcje powodują u mnie nieoczekiwane reakcje. Tym razem się nie obeszło. We wtorek rano dostałam ataku epilepsji. Już w nocy coś zaczęło się ze mną dziać. Obudziłam mamę o drugiej w nocy i nie mogłam zasnąć. Jak chyba jeszcze nigdy, w środku nocy zrobiłam "dwójkę" w pieluchę, co jeszcze bardziej mnie wybudziło. Po jakichś dwóch godzinach udało mi się zasnąć. Niestety, bladym świtem zaczęło mną trzepotać. Chwilę mnie trzymało. Umęczył mnie ten atak strasznie. Na dobre zasnęłam dopiero koło siódmej i spałam prawie do południa. Oj, jak ja nie lubię tych ataków. Pojawiają się rzadko, ale są bardzo nie fajne. Myślałam, że mi się uda i już mnie nie dopadnie. Od botuliny minęło już ponad trzy tygodnie i była nadzieja, że stan zagrożenia minął. Niestety. Widocznie przyczynił się do tego cały ten cyrk imprezowo-wyjazdowy. Wiadomo, kto nie imprezuje, ten nie ma. Teraz będzie już spokój. Jeszcze tylko kilka tygodni turnusu i będę miała wakacje. Codziennie dzielnie ćwiczę. Muszę się rozluzować, bo trochę jestem zesztywniała. Powoli się rozkręcam, ale już widać efekty. Lekko nie jest. Jak to na turnusie. Nie poddaję się jednak i walczę. Czym by było moje życie bez walki? Marnym polegiwaniem. Wiec: do boju Hankooo! Do boju Polskooo!
Jutro wszak znowu nasi będą walczyć. Tym razem z Niemcami. Trzymamy kciuki!
Walcowanie - nie na 3/4 ale na całego!

A tymczasem w moim domku zamieszkał nowy zwierz. Już nie Rysiek, bo dość mamy już tych nygusów, którzy to nie wracają na noc (albo nawet wcale, jak ostani Ryszard 4) do domu. Tym razem jest to Rudzia - kotka nie duża. Wszyscy mamy nadzieję, że będzie się trzymać domu i nie wciągnie jej zbyt szybko najbliższa ulica. Oto Rudka śliczna i malutka:
Coś mi się przyczepiło do pleców
Niedawno też byłam na szkolnym pikniku rodzinnym u Ali. Były występy i ognisko.
To na dzisiaj wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz