Znowu wstrzyknęli mi toksynę. Kolejna dawka rozkłada się już w moich mięśniach. Czekam, aż zacznie działać i ruszam z następnym turnusem. Przed tym jednak muszę odwiedzić jeszcze speców w Otwocku. Na oddziale wśród botulinowców byłam weteranką. Z moimi przypadłościami dosłownie i w przenośni. Ta ostatnia botulina była moją siódmą dawką. Trochę już tej trucizny przyjęłam. I nie wiem, kiedy z tym skończę, bo bardzo dobrze na mnie wpływa. Teoretycznie mogłabym poddawać się tym zabiegom do ukończenia 18 roku życia, ale nie wiem, czy będzie dalej tak na mnie działać. Pożyjemy, zobaczymy. Aktualnie, moją i nie tylko moją głowę, zaprzątają myśli o tym, co w temacie moich bioder zaproponują mi ortopedzi. Przyznam, że trochę się obawiam ich opinii. Być może zaproponują mi jakiś zabieg. Strach myśleć!
Dam Wam znać, co zaszło w Otwocku. Bądźcie cierpliwi. Jako i ja być muszę.
Tak to było: znieczulenie, ostrzyknięcie i wybudzenie. Wszystko dobrze się skończyło. |
Był też smaczny torcik i inne pyszności. Tort piekła mama, a dekorowała Ala. Fajny, co?
Jeszcze tylko muszę zaliczyć ten Otwock i będę mogła poddać się codziennej rehabilitacji na szpitalnym oddziale rehabilitacyjnym. Niebawem pożegnam się z moim przedszkolem i wrócę tam dopiero we wrześniu. Będę tęsknić za moimi paniami i codzienną zawieruchą. Gdy skończę turnus, to będą już wakacje. I...
Będzie, będzie pogoda, będzie się działo,
będzie się spało, ile będzie się mi chciało.
Po tej gonitwie, co się ze mną wyprawiało,
będzie się wreszcie po prostu wypoczywało.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz