Tydzień turnusu już za mną. Ćwiczę dzielnie, magnetyzezuję się na
magnetostymulacji i nie pękam. Po niedzieli będę mieć chyba rtg bioder,
więc zobaczymy, co tam słychać. Jakoś leci. Pani Kasia jest bardzo
zadowolona z tego, jak coraz lepiej trzymam plecy oraz głowę i jak
uwolniłam nogi. Fajnie nam się razem pracuje. Po niedzieli też pójdę się
pokazać pani doktor, która mnie ostrzykiwała botuliną. Zawsze jakiś
czas po zabiegu lubi zobaczyć, jakie efekty daje jej praca. Chętnie się
zaprezentuję, bo ostatnie strzały były bardzo celne. Nie wiem, jak bym
dała radę bez tych zabiegów i ćwiczeń. Mam szczęście, że moja terapeutka
i pani doktor potrafią się porozumieć w sprawie mięśni, które należy
ostrzyknąć. Często słyszę, że botulina nie przynosi efektów. I jest to
całkiem możliwe. Tutaj liczy się celowość (gdzie i po co - jaki efekt
chcemy uzyskać) i precyzja (wycelowanie lekiem dokładnie tam, gdzie
należy). Zazwyczaj jest tak, że przejeżdża się na zabieg, lekarz przez
chwilę ogląda dziecko i przystępuje do kłucia. U mnie jest inaczej. Tak
naprawdę, to pani Kasia mówi wcześniej pani doktor, gdzie najlepiej
byłoby podać lek i zwykle on tam właśnie ląduje. Czyż nie piękny układ?
Życzę każdemu pacjentowi takiej specjalistycznej współpracy. Nieczęsto
się to zdarza, ale jak widać jest to możliwe. Wykorzystuję zatem
działanie leku i pracuję dzielnie w oczekiwaniu na kolejny, jesienny
zabieg.
|
Walcowanie na kolanie |
|
W rurze magicznej magnetycznej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz