Dostałam niezły wycisk. Codziennie po pięć godzin ćwiczeń. Wszyscy myśleli, że nie dam rady, a ja jakoś to wytrzymałam. Ale powiem szczerze, ze lekko nie było. Efekty tej męczarni jednak są już widoczne. Cała zrobiłam się bardziej, jakby to powiedzieć, luźna i nieco żwawsza (bardziej ruchliwa). Mam wrażenie, że więcej do mnie dociera. Gadam po swojemu trochę więcej i śmiało nawołuję, kiedy coś chcę. Fajny był ten turnus. Taki inny. Bardzo indywidualny. Nie była to czysta fizjoterapia, nie Vojty czy inne Bobathy, lecz takie powiedziałabym ogólne pobudzenie wszystkich zmysłów. Ciocia mnie wymasowała, pouciskała tu i ówdzie i czuję się świetnie. Szkoda, że te pięć dni tak drogo kosztują, bo chętnie bym z takiej terapii skorzystała kilka razy w roku. O wyjazdowym turnusie tego typu muszę zapomnieć, bo jego cena zwala z nóg nie tyko mnie, ale każdego, kto o niej słyszy. No nic, będę dalej robić swoje i czekać na jakieś promocje. Ciocia terapeutka mówiła, że może będzie coś taniej. Pożyjemy, zobaczymy. A teraz razem z mamą musimy się wziąć do roboty, bo mamy zadanie domowe, by ćwiczyć w domu wg turnusowych wskazówek. Jeszcze przede mną mała chwila przerwy od przedszkola i wracam do swoich stałych zajęć. Podobno po takim wycisku mogę mieć nawet zakwasy i boleści tu i tam, więc muszę się dobrze zregenerować, by w przedszkolu nie jęczeć i nie kwęczeć, tylko być dzielnym przedszkolakiem.
Haneczka i nowa reha Cioteczka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz