Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 marca 2015

Za mną bardzo ciekawy weekend. Dla każdego coś nowego. A to wszystko dzięki mamie, która zapragnęła po ośmiu latach dać sobie i nam trochę wolnego i wyjechać w góry ze swoimi koleżankami. Ciężko było się jej na to zdecydować, bo pępowina, która łączy mamę z nami jest bardzo gruba. Czasem zdarzało się, że wyjeżdżała gdzieś z domu na dłuższą chwilę, ale zawsze przy sobie miała którąś z nas (najczęściej moją siostrę). Tym razem było inaczej - mama pojechała sama. U nas jest tak, że tata rzadko kiedy zostaje z nami sam, bez mamy. Tym razem nie pozostał jednak bez pomocy. Przyjechała do nas babcia, by nam pomóc, żeby mama w spokoju mogła odpocząć. Nie było tak źle, choć mam jeszcze katar i trochę się męczyłam. Babcia z tatą dobrze się mną opiekowali. Na zmianę mnie karmili i tulili. A wieczorem tatko usypiał. Ala też była grzeczna. Bez mamy da się żyć. Serio. Przez kilka dni oczywiście. Bo myślę, że na dłuższą metę, nie byłoby już tak miło. Muszę mieć stałą opiekę. A jak ktoś przyjeżdża w zastępstwie mamy, to zawsze tylko na chwilę. Mama jest dla mnie nie do zastąpienia. Najgorzej jest nocami, kiedy trzeba do mnie wstawać. Trzeba mi zmieniać boki, bo sama się nie przekręcam. A i czasem się wybudzam w środku nocy. Nie wspomnę już o innych niecodziennych wydarzeniach, typu atak. Na szczęście nic złego się nie zadziałało. Mama wróciła psychicznie zrelaksowana i zadowolona, choć z obolałymi od wędrówek nogami. Chyba będziemy częściej ją puszczać na takie wypady. Mama przynajmniej by tego bardzo chciała. Fajnie by było, żeby i mnie kiedyś zabrała. A może tak wszyscy razem byśmy gdzieś pojechali? Ale to chyba raczej nie w góry, bo tam wąskie, kamieniste szlaki i mój wóz by pewnie nie dał rady. A do nosidła się nie nadaję, bo nie dam rady tak mocno rozszerzyć nóg (przez przykurcze i moje podwichnięte bioderka). Trzeba to przemyśleć i coś wymyślić. Nigdy nie byłam w górach. Tam jest pięknie (widziałam na zdjęciach). I to tyle weekendowych wrażeń. Ruszył nowy tydzień, rusza nowy miesiąc, a i chyba nowa pora roku zagości na dobre w tym miesiącu. Wszystko na to wskazuje. Mama już myśli, żeby postawić tunelik foliowy na ogródeczku, co by mieć za chwil parę swoje sałaty, rzodkieweczki i szpinaczki. Chyba niedługo weźmie szpadelek i ruszy w pole. Takie ma plany. Oby tylko pogoda dopisała. Póki co, "w marcu, jak w garncu". Raz słońce, raz chmury. Deszcz, czasem nawet śnieg. A wiatr taki, że wyrywa z korzeniami. Ale my się nie damy, bo w kupie się trzymamy!
Górskie wędrówki mamy z ciociami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz