Wiecie, czy nie wiecie, ale mam kota. Nie ja jedna. I nie tylko w
głowie. Mam ci ja kota futrzastego, pręgowanego i drapiąco - gryzącego.
Kot, to mało powiedziane. U mnie w domu kręcą się dwa sierściuchy.
Jeden, to dorosła kotka - stonowana i nie wchodząca nikomu w drogę
(jedynie mamie na kolana). Drugi natomiast, to młody kocurek, którego
jesienią przywieźliśmy ze schroniska dla zwierząt. Rysiek jest
niesamowity. Jak żaden z dotychczas zadomowionych u nas kotów, Rysio
zauważa moją obecność. I to nie tylko wtedy, kiedy krzyczę i się
złoszczę, ale zwłaszcza, gdy poleguję sobie spokojnie na tapczaniku.
Wtedy to przychodzi do mnie i mnie ogrzewa swoim futerkiem. Jest bardzo
cierpliwy. Długo wytrzymuje, gdy kręcę się i wbijam mu pięści w żebra.
Mama ma go oczywiście zawsze na oku, bo jego wytrzymałość jednak nie
jest z gumy i bywa, że się wkurzy i zaczyna mnie gryźć, wtedy jest ała i boli. Na szczęście Ryś słucha się mamy i wystarczy, że powie do niego
kilka słów i zaraz przestaje mnie kąsać. Rysiunio przychodzi też do
mnie, kiedy jestem u mamy na kolanach. Wtedy kładzie się obok i zaczyna
mruczeć. Daje się wtedy wygłaskać na wszystkie strony. Rysio jest
naprawdę wyjątkowy. Chyba mnie lubi. Ja go lubię bardzo. Fajnie mieć
taką żywą przytulankę. Mam tylko nadzieję, że będzie z nami długo.
Niestety, to już nasz trzeci Rysiek. Dwaj poprzedni zginęli bez śladu.
Rodzice mają pewne podejrzenia, ale ja nie wiem, co się z nimi stało.
Powiem tylko, że mieszkamy niedaleko drogi. Tak więc mam w domu darmową
kototerapię, a fachowo mówiąc
felinoterapię. Niedawno nie wiedziałam
nawet, że jest taka terapia i że przebywanie w towarzystwie kota może
być takie przyjemne. Kiedy go głaszczę, czasem coś gadam po swojemu, co
bardzo cieszy mamę, a uśmiech nie schodzi też i z mojej twarzy. Cudownie
się stało, że Rysiek trafił właśnie do nas. Jest kochany i taki
cieplutki.
A czemu Rysiek? Bo wszystkie Ryśki, to fajne chłopaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz