Popchnęliśmy też do przodu sprawę mojego wózka, na który szukałam funduszy. Pisanie po firmach, jak ostrzegali nas obeznani w temacie znajomi, nie przyniosło efektów. Na szczęście nazbierało się trochę na moim subkoncie i to stamtąd sfinansujemy jego zakup. Księgowanie już prawie zakończone. Dziękuję serdecznie każdemu, kto dorzucił swój procencik na moje subkonto. To dzięki Wam będę miała nowy wóz. Dziękuję!
A na koniec coś, co zaliczyło zderzenie z naszym oknem tarasowym. Był to pewien maleńki ptaszek, który chciał nas chyba bardzo odwiedzić. Leciał śmiało prosto do salonu, kiedy to na przeszkodzie stanęła mu szyba. Było małe łup! i szybka gleba. Szczęśliwie, wszystko to działo się na oczach mamy i skończyło się dobrze. Gdyby nie mama, ptaszka pewnie wytarmosiłaby Aza i szybko dokonałby żywota. A tak, mama go obstrykała i zostawiła na balkonie. Doszedł tam pewnie do siebie i odfrunął, bo zniknął. Ta mała ślicznota, jak się okazało, to nie do końca był ptaszek, lecz mysikrólik. Latający mysikrólik! Ciekawe, co autor tej nazwy miał na myśli, kiedy mu ją nadawał? Ptaszynka bowiem, ani do myszy, ani do królika podoba nie jest. Chociaż, gdyby tak mocno przymrużyć oczy...
Zobaczcie sami:
Bliskie spotkanie z mysikrólikem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz