Ćwiczę i ćwiczę. Nie przestaję. Ostro w ruch poszła razem ze mną sznurówka (to cudo na plecach). Jest bardzo przydatna. Zbiera mnie do kupy i wtedy udaje mi
się zdziałać to i owo. Nie powiem, że czuję się w niej znakomicie, ale
idzie wytrzymać (tylko nie za długo). Moja terapeutka jest bardzo
zadowolona z naszych wspólnych wyczynów. (Sama za wiele bym nie
zdziałała). Turnus już trochę trwa, więc widać powoli postępy. Botulina
łącznie z turnusami to dla mnie wybawienie. Ogólnie, terapie w tym roku
bardzo mi się przydały. Idę do przodu, powolutku, ale idę. A
najważniejsze, że nie idę w tył. Trzymam się w ryzach. Jak w przyszłym
roku uda nam się zorganizować wszystko podobnie, jak tego roku, to będzie
super. Już jestem zapisana na wiosnę na kolejny ostrzyk botulinowy i zaraz po nim
mam zaklepany turnus w szpitalu. Jak więc wszystko potoczy się zgodnie z
planem, to będzie dobrze. Jak widzicie moje życie kręci się wokół
szpitali i rehabilitacji. Fajne to to nie jest. Z życia mam niewiele. W
tym roku ominie mnie nawet przedszkolny Mikołaj. Trochę szkoda, ale może gdzieś indziej uda mi się go złapać. Pożyjemy, zobaczymy.
|
Nawet nie wiecie, ile mnie kosztuje skrzyżowanie nóg, ale...
udało się! |
|
Luzik i siedzę.
Sama! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz