We wtorek zadzwonił do mamy telefon i w środę już byłam w szpitalu. Dziś dostałam botulinę. Zrobiło się jakieś zamieszanie z terminami i gdyby nie właśnie dziś, to miałabym duży poślizg. Bardzo się cieszę, że udało mi się załapać, bo inaczej cały nasz misterny plan ległby w gruzach. A tak, tydzień po zabiegu zaczynam turnus w szpitalu, gdzie poćwiczę sobie solidnie, prawie aż do świąt. Musze tutaj podziękować mojej pani Kasi, bo to ona dopilnowała, żeby wszytko się udało. No i szczęśliwie (dla mnie) się złożyło, że ktoś się rozchorował i ja mogłam wskoczyć na jego miejsce. A on, jak wyzdrowieje (czego mu życzę), skorzysta z mojego terminu za miesiąc. Jestem zatem po czwartym ostrzyku. Mam nadzieję, że były to celne strzały. Bo właśnie tego bardzo potrzebują moje spastyczne mięśnie. Teraz mam chwilę na odpoczynek i regenerację, żeby zebrać dużo sił na nadchodzące tygodnie.
Niech moc będzie ze mną!
I z Wami też.
Hanna z palmą panna |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz