Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 24 września 2014

Przepraszam, ale będę nadawać z opóźnieniem.
Mmuszę to tutaj obwieścić:
Polska Mistrzem Świata w siatkówce!
Udało się. Dzielne chłopaki wygrali mistrzostwa. Po 40 latach Polska Mistrz! Dziękujemy!
A ja już
jestem z mamą na turnusie. Tym razem mamy inny pokój. Inny numer, ale pokój w sumie taki sam. Z prawej i lewej mamy sąsiadów. Jedną sąsiadkę to nawet znamy sprzed roku. Dobrze ją zapamiętałyśmy, bo rok temu spadła z konia i złamała obojczyk. Tym sposobem udało nam się nawet uciąć krótką rozmowę z jej tatą (jest też z nimi babcia - super układ). Wieczorem trochę się poawanturowałam i padłam ze zmęczenia. Jutro rano zaczynam od 80 minut kinezyterapii, a potem cała reszta. Jak tylko znajdzie się wolna chwila, zamieszczę foto mojego rozkładu jazdy i wszystko będzie jasne. Co do warunków to i owszem, pokój jest fajny, ale znowu jesteśmy w czarnej dziurze i nie mamy netu w pokoju. A zasięg telefonu jest na jedną kreskę i to tylko przy oknie. Dobrze, że chociaż rehabilitacja jest fajna, bo inaczej nie wiem, czy byśmy tu wracały. Z zasięgiem telefonicznym się rozumie, na wioskach często z tym jest różnie. Ale jeśli chodzi o internet, to widać, że jakoś ośrodkowi specjalnie nie zależy, by zasięg był w każdym pokoju. Na koniec turnusu wypisujemy ankietę, co nam się na turnusie podobało, a co by można było ulepszyć. Rok temu brak sieci w pokojach, to był nasz pierwszy postulat (w tym roku będzie podobnie). Myślę, że nie tylko nasz. Jak widać z tych uwag niewiele wynika. No cóż, będziemy szukać zasięgu Wi-fi na świetlicy. Jakoś damy radę i będziemy nadawać, żebyście o mnie nie zapomnieli, moi mili.

Kolejny dzień
Zaczęło się na dobre. Prawie, bo jeszcze dzisiaj były luzy. Poćwiczyłam, wykąpałam się i pies mi nóżki wylizał. Dosłownie, wylizywał mi z nich pasztet. Śmieszne to było, bo mnie łaskotał przy tym niemiłosiernie. Na koniec dnia zorganizowali nam kolację w pałacu. Było smakowicie i wesoło. Długo jednak nie posiedziałyśmy, bo byłam bardzo zmęczona i chciałam już spokoju. Pierwsza noc nie należała do najspokojniejszych. Mama mnie trzy razy musiała przewracać z boku na bok i pobudka była przed siódmą. Dzisiaj w dodatku nie udało mi się zdrzemnąć w dzień (choć bardzo tego chciałam), bo się zrobił hałas i było po spaniu. Wieczorem za to było szybkie zejście. A noc, jak to w obcym miejscu. Było kilka zmian boków, ale bez pobudki. Muszę powiedzieć, że się tu wysypiam. Zjadłam nawet wczoraj tutejszej zupki. Dziś chyba nie pojem, bo ma być szczawiowa. A, jak ogólnie wiadomo, mało który maluch zjada szczawiową. No nic, w razie W mamy baterię obiadków w słoiczkach. Z głodu nie umrę.
Trzymajcie się. Ja też się jakoś trzymam. Muszę, bo wycisk jest solidny. Ale mi to służy i dam radę. 
Jedziemy!
Psie nóg lizanie
Kineza z wujkiem Bartkiem
Cdn...

2 komentarze:

  1. Ćwicz dzielnie Haniu!
    A internetu niech mama poszuka przy oknie, najlepiej otwartym:) Jak byliśmy na górze to moja mama ciągle komputer na wietrzenie wystawiała. No ale to było latem... Pozdrów Garbicz ode mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się Lilianko, jak mogę z tym ćwiczeniem. Na razie nie jest źle. Tylko mi tu Was brakuje, niestety. A za to netem biegamy po całym ośrodku. Jak widać, daje się złapać. Pozdrawiamy!

      Usuń