A póki co, zasuwam jeszcze na turnusie. Już niedługo koniec. Trochę to fajnie, a trochę nie fajnie. Codzienna porcja dobrej rehabilitacji, to jest to, czego mi trzeba. Szkoda, że nie możecie zobaczyć, jak puściły moje biodra i jak zwiększył się ich kąt rozwarcia. To naprawdę się udało. Plecy też trzymają mnie lepiej. Owszem, jestem wymęczona, ale te męki nie poszły na marne. Na zajęciach z logopedką poćwiczyłam gryzienie i zaczynam powoli jeść nie miksowane posiłki. Do tego mama wrzuca mi do jedzenia garść amarantusa ekspandowanego (wg zaleceń logo pani). To takie drobne ziarenka "dmuchane" jak ryż. Po dodaniu do jedzenia trochę się rozklejają, ale czuć je, kiedy się przełyka. Mają za zadanie odczulić mój przełyk. Z przełykaniem takiej porcji bywa różnie. Czasem się uda, a czasem nie i wtedy jest szybki zwrot akcji. Jem teraz dłużej, bo muszę gryźć, a nie tylko łykać, jak kaczka. Mam nadzieję, że moje gardełko przyzwyczai się szybko do takiej konsystencji posiłków i jedzenie będzie przyjemnością, a nie obowiązkiem. I tak się sprawy mają.
W domu spokój i swoboda (Ala wyjechała), lato i pogoda. Żeby tak jeszcze trochę w sierpniu było, to będzie lux. Będzie? A niech będzie, że będzie.
Haniuchy kąpieluchy |
Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńChoć się nie znamy, też pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuń