Ślinię się. Oj, jak ja potrafię się zalać. I to nie na widok czegoś, co
mi się podoba. Ten typ po prostu tak ma. Większość dzieci z porażeniem jest
zaplutych. Ja też. Bywa, że jestem sucha pod brodą, ale to wyjątkowe
chwile. Zasadniczo jestem zwykłe opluta do pasa. Najgorzej jest w
przedszkolu. Codziennie idą dwa śliniaki i dwie do trzech pieluch, czasem
też jeszcze chusteczka pod szyję. Bywa, że nawet muszą mnie całkiem
przebrać, jak gdzieś przecieknę. W domu mam duże śliniaki (trzy na zmianę) oraz nieprzemakalną kamizelkę od fotelika, więc jest
trochę lepiej. W związku z powyższym mama szykuje się do akcji "szycie". Wpadła na pomysł, by wydziergać mi takie śliniaki w formie bandanek.
Widziałyśmy takie gotowce w sieci, ale ich cena nas powaliła. Najtańsze w
okolicach 30 złotych za jeden. Mi przydało by się oczywiście kilka.
Powstała więc idea uszycia takich bandanek. Mama zamówiła już lamówki (takie paski materiału do obszywania brzegów) i
wygrzebała z szafy jakiś stary Ali fartuch do malowania farbami (taki
plastikowy) oraz ceratki pod prześcieradło. Zastanawiamy się bowiem, z czego by zrobić spodnią warstwę. Wszelkie moje śliniaki muszą być nieprzemakalne i bardzo chłonne. Mamy w planach użyć do szycia ręczniki, jako materiał
wierzchni, żeby dobrze przyjmowały moją ślinkę. Z niecierpliwością
czekam na przesyłkę z zamówieniem, bo bardzo mi się takie ślinołapki
przydadzą. A w formie bandanek będą bardziej wyjściowe. Niebawem zatem przedstawię Wam, jak to zręczne mamy ręce
sobie z tematem poradziły. Nie wątpię, że się uda :-D
W oryginale, to wygląda tak:
Jak nam to wyjdzie? Czy się sprawdzi? Odpowiedzi już wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz