Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 28 sierpnia 2013

Show must go on. Wakacje i urlopy się kończą, zaczyna się nowe.
Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Starałyśmy się o zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze, ale nie ma dla mnie miejsc. Obawiam się, że po prostu jestem za słabą zawodniczką do tej konkurencji. Pani powiedziała, że jak zwolni się miejsce, to zadzwonią. Coś mam przeczucie, że to koniec tematu, bo mamy informację, że znajome z widzenia na rehabilitacji dziewczynki się dostały. Szkoda, bo byłam ciekawa, co taki ośrodek może mi zaproponować. Jak widać, dla takich jak ja, raczej ciężko coś zorganizować. A podobno miało się dać. No nic, może innym razem.
Takim to sposobem jedno wyzwanie mniej. Nie znaczy to, że nic nowego się u mnie nie dzieje i wkrótce się nie wydarzy. Jestem bowiem po spotkaniu z nowym fizjoterapeutą, panem Jarkiem. Nigdy jeszcze nie rehabilitował mnie żaden pan, zawsze były to panie. Muszę przyznać, że fajnie było. Pokazałam się z dobrej strony, tzn byłam bardzo grzeczna. Pan Jarek jest certyfikowanym i doświadczonym bobathowcem. Prowadzi też praktykę prywatną (może kiedyś skorzystam). Mam nadzieję, że popracuje trochę w moim Ośrodku i nie będę musiała znowu przyzwyczajać się do kogoś nowego. Z panią Małgosią się już chyba nie zobaczę. Wszystko na to wskazuje. Dziękuję za wspólne chwile, pani Małgosiu!
Ostatnie spotkanie z panią Małgosią :/
Jak dotąd zmiany nie zrobiły mi większej krzywdy, ale i tak ich nie lubię. Lubię spokój, a czuję niepokój. Za chwilę moja siostra pójdzie do szkoły. Będzie teraz miała inny rozkład zajęć, niż w przedszkolu, więc i u mnie zajdą zmiany. Trzeba będzie się wcześniej wyrehabilitować, co by nie wozić dziewczyny po szpitalach. A w drodze powrotnej zabrać ją do domu. Potem pewnie będzie odrabianie lekcji i inne atrakcje. Zapowiada się wesoło. Będę się musiała w tym jakoś odnaleźć. Wszyscy będziemy musieli.
A na razie przede mną kolejne kłucie. Siniaki się wygoiły i trzeba znowu spróbować. Siku już się bada, udało mi się nasiusiać do woreczka. Teraz czas na krew. Kolejne laboratorium czeka. Mam nadzieję że się uda tym razem. Mamie ta cała akcja spędza sen z oczu. Strasznie się denerwuje, bardziej niż ja. Nie dość, że musi mnie zawieźć (jakieś 20 km), patrzeć jak kłują i wyciskają ze mnie krew, to potem jeszcze musi załatwić sprawy finansowe. Trzeba będzie zapłacić za badania, poprosić o wypisanie faktury, a to wszystko z dzieckiem (prawdopodobnie płaczącym po pobraniu krwi) na rękach. Widzicie to? Poprosimy chyba tatę o pomoc. Inaczej mama osiwieje w ten poranek. Ratunku!
W związku z obsuwą z wynikami wizyta u dietetyk przełożona została na późniejszy czas, ale to nic nie szkodzi. Staramy się stosować do jej zaleceń, a żeby przejść na całkowicie nowe menu, potrzeba trochę czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz