Miałam przyjemność skorzystać z kąpieli perełkowej. Ostatnio wsadzili
mnie do takiej wirówki i wymoczyłam się, aż miło. Muszę powiedzieć, że
było nawet fajnie. To był mój pierwszy raz, ale dałam radę. Wszyscy byli
miło zaskoczeni. Oczywiście nie obyło się bez specjalnych zabiegów, ale
koniec końców było OK. Kąpiel była fajna, ale ta maszyna do bąbelków
strasznie hałasuje. Jeszcze bardziej niż nasz odkurzacz! Moczenie pupki
trwało ok. 10 minut. Trochę się zsuwałam, i nieco
kręciłam, a mama starała się mnie utrzymać w pozycji siedzącej, bo po
kąpieli poszłam jeszcze na Bobathy i nie chcieliśmy moczyć włosów. Pani
Małgosia mówiła, że fajnie mnie ta kąpiel rozluźniła. Będę się więc
moczyć co tydzień. Zlecenie na perełki już wypisane, mogę korzystać.
Idzie lato i fajnie będzie po wyjściu z nagrzanego auta
wskoczyć sobie do kąpieli. Co prawda nie będzie to zimny prysznic, ale i
tak myślę, że będzie miło. Pani Małgosia już wpisała na listę potrzeb
wkładkę antypoślizgową, ale chyba trzeba będzie wziąć naszą, bo zanim
się doczekam, to się utopię. Ja się moczyłam a mama się męczyła, bo wisiała nade
mną te 10 minut i plecki ją bolały. Musiała też ze mną trochę walczyć,
bo ja przecież jeszcze dobrze nie siedzę i zsuwałam się co chwilę.
Podsumowując myślę, że takie kąpiele pomogą mi się rozluźnić i zmniejszą
napięcie. Trzeba pomyśleć o macie do hydromasażu do mojej prywatnej
wanny w domu. Chyba dobrze by było, żebym mogła częściej się luzować.
Mama już myśli, co by tu wynaleźć. Trzeba by się rozejrzeć, co i za ile
proponuje rynek.
W niedzielę mój kuzyn Albert przyjął pierwszą Komunię świętą. Nie mogło nas przy tym zabraknąć. Zapakowaliśmy się do foki i ruszyliśmy w drogę. Podróż
minęła szybko. Obie z siostrą zdrzemnęłyśmy się nieco. Potem była
chwila z babcią i dziadkiem i zaraz trzeba było się kłaść spać, bo rano
wczesna pobudka. W kościele nazajutrz obrzędy zaczynały się o 10-tej. Spało mi się nawet dobrze (mama obawiała się, że w nocy zrobię pobudkę sąsiadom). W kościele też dałam radę. Muszę
przyznać że była to moja pierwsza msza od początku, prawie do końca.
Było trochę przydługo i na koniec musiałam się ewakuować, żeby jeszcze
coś szybko przekąsić u wujka, bo potem zaraz był wyjazd na przyjęcie. Na
miejscu mieliśmy wynajęty pokoik (na szczęście), żebym mogła w ciszy
zjeść, lub się zdrzemnąć, z czego oczywiście skorzystałam. Dziękuję
cioci, że o tym pomyślała. Na przyjęciu było głośno i pełno ludzi. Ale
fajnie. Ala się wyhasała z kuzynami. Ja trochę pospacerowalam, spotkałam
się z dziadkami, ciociami i wujkami. Przyznam, że się wymęczylam, ale
podobało mi się. Następne komunie za dwa lata. Zatem jest chwila oddechu.
Teraz wracam do moich codziennych zajęć. Rehabilitacja, rehabilitacja, reha...
|
W kościele z mamą i Alą |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz