Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

wtorek, 21 maja 2013

Miałam przyjemność skorzystać z kąpieli perełkowej. Ostatnio wsadzili mnie do takiej wirówki i wymoczyłam się, aż miło. Muszę powiedzieć, że było nawet fajnie. To był mój pierwszy raz, ale dałam radę. Wszyscy byli miło zaskoczeni. Oczywiście nie obyło się bez specjalnych zabiegów, ale koniec końców było OK. Kąpiel była fajna, ale ta maszyna do bąbelków strasznie hałasuje. Jeszcze bardziej niż nasz odkurzacz! Moczenie pupki trwało ok. 10 minut. Trochę się zsuwałam, i nieco kręciłam, a mama starała się mnie utrzymać w pozycji siedzącej, bo po kąpieli poszłam jeszcze na Bobathy i nie chcieliśmy moczyć włosów. Pani Małgosia mówiła, że fajnie mnie ta kąpiel rozluźniła. Będę się więc moczyć co tydzień. Zlecenie na perełki już wypisane, mogę korzystać. Idzie lato i fajnie będzie po wyjściu z nagrzanego auta wskoczyć sobie do kąpieli. Co prawda nie będzie to zimny prysznic, ale i tak myślę, że będzie miło. Pani Małgosia już wpisała na listę potrzeb wkładkę antypoślizgową, ale chyba trzeba będzie wziąć naszą, bo zanim się doczekam, to się utopię. Ja się moczyłam a mama się męczyła, bo wisiała nade mną te 10 minut i plecki ją bolały. Musiała też ze mną trochę walczyć, bo ja przecież jeszcze dobrze nie siedzę i zsuwałam się co chwilę. Podsumowując myślę, że takie kąpiele pomogą mi się rozluźnić i zmniejszą napięcie. Trzeba pomyśleć o macie do hydromasażu do mojej prywatnej wanny w domu. Chyba dobrze by było, żebym mogła częściej się luzować. Mama już myśli, co by tu wynaleźć. Trzeba by się rozejrzeć, co i za ile proponuje rynek.

W niedzielę mój kuzyn Albert przyjął pierwszą Komunię świętą. Nie mogło nas przy tym zabraknąć. Zapakowaliśmy się do foki i ruszyliśmy w drogę. Podróż minęła szybko. Obie z siostrą  zdrzemnęłyśmy się nieco. Potem była chwila z babcią i dziadkiem i zaraz trzeba było się kłaść spać, bo rano wczesna pobudka. W kościele nazajutrz obrzędy zaczynały się o 10-tej. Spało mi się nawet dobrze (mama obawiała się, że w nocy zrobię pobudkę sąsiadom). W kościele też dałam radę. Muszę przyznać że była to moja pierwsza msza od początku, prawie do końca. Było trochę przydługo i na koniec musiałam się ewakuować, żeby jeszcze coś szybko przekąsić u wujka, bo potem zaraz był wyjazd na przyjęcie. Na miejscu mieliśmy wynajęty pokoik (na szczęście), żebym mogła w ciszy zjeść, lub się zdrzemnąć, z czego oczywiście skorzystałam. Dziękuję cioci, że o tym pomyślała. Na przyjęciu było głośno i pełno ludzi. Ale fajnie. Ala się wyhasała z kuzynami. Ja trochę pospacerowalam, spotkałam się z dziadkami, ciociami i wujkami. Przyznam, że się wymęczylam, ale podobało mi się. Następne komunie za dwa lata. Zatem jest chwila oddechu.
Teraz wracam do moich codziennych zajęć. Rehabilitacja, rehabilitacja, reha...
W kościele z mamą i Alą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz