Wróciłam też do stałego rozkładu jazdy. Choróbska i katary czas przegnać precz, choć jeszcze trochę ciągnie się za mną gil. Zaatakował mnie zaraz po wyjściu ze szpitala. Dobrze, że tylko tak się skończyło, bo jedna dziewczynka z oddziału wyszła do domu z anginą, a inny chłopczyk z neurologii przeniósł się chorować dalej na pediatrię. Szpital to siedlisko samego zła!
Po spotkaniu z moją fizjoterapeutką mama ma trochę lepszy humor.
Pani Kasia po obejrzeniu wypisu ze szpitala wszytko, co tam jest napisane medycznym szyfrem magicznym przełożyła nam na język polski. Okazuje się, że "poszerzone w badaniu poprzednim przymózgowe przestrzenie płynowe obu okolic ciemieniowych i potylicznych są obecnie zaciśnięte". Czyli, że mi się tam coś zamknęło i ponoć to bardzo dobrze. I dobrze. A mój zespół Westa zamienił się w "padaczkę ogniskową (objawową, częściową) i zespoły padaczkowe ze złożonymi napadami częściowymi" - tak mi napisali w wypisie. Krótko mówiąc - padaka - niewesoło, ale jakoś trzeba dalej ciągnąć. Przede mną teraz ostrzykiwanie botuliną, a potem łuski. No i będę biegać - taki żart.
Wiosna w ogródku :D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz