Obeszło się jednak bez lekarzy i antybiotyków. Na szczęście.
Muszę przyznać, że ostatni antybiotyk brałam w 2010 roku (zapalenie płuc + szpital). Trudno w to uwierzyć, bo jestem wcześniakiem, w dodatku skrajnym. Nie przyjmowałam Synagisu. Może to i lepiej. Jakoś udało mi się samodzielnie zbudować odporność. Kiedy choruję, to choruję. Każdą chorobę odchorowuję. To naprawdę działa. Mowa tu oczywiście o chorobach infekcyjnych (katar, kaszel, gorączka). Rodzice zawsze są wtedy bardzo czujni. Przyglądają się uważnie rozwojowi sytuacji. Tym razem skończyło się dobrze. Chorując trochę się przegłodziłam i teraz nabrałam takiego apetytu, że mama jest zadziwiona.
Ale baaardzo zadowolona.
Zadowolona też jestem ja, bo wczoraj przyjechał do mnie długo oczekiwany pionizator Baffin. W czwartek ma nas odwiedzić jeszcze przedstawiciel firmy, by wszystko dopasować i nauczyć nas jak to cudo obsługiwać. Jeszcze go nie dosiadałam. Mama nie chce mnie wystraszyć, chce żeby było mi tam komfortowo. Wszyscy marzymy o tym, by mi się spodobało. Fizjoterapeutka już dawno woła o prawidłową pozycję siedzącą, rodzice chcą mieć wolne ręce, a i ja w sumie lubię sobie posiedzieć. Niestety, jeszcze sobie sama z tym nie radzę i przesiaduję głównie na kolanach u rodziców. Jesteśmy już tym umęczeni. Zatem, byle do czwartku. A potem ruszamy, po troszeczkę,
po chwileczce, żebym nauczyła się siedzieć sama w foteliku.
Wstępna prezentacja mojego Baffina (na razie przez Alę) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz