Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

sobota, 23 lutego 2013

I oto jestem.
Nie było mnie chwilkę. Byłam w szpitalu. W kilka dni załatwiłyśmy wszystkie najważniejsze dla mnie badania. Miałam eeg oraz rezonans magnetyczny głowy. Wyniki nieciekawe, ale czego tu się można spodziewać po wylewach III i IV stopnia. Mój West się wycofał. Wychodzę z Sabrilu i teraz będę dostawać Depakine.
Przed badaniem eeg obudzili mnie o 4 rano, ale dzięki temu ładnie zasnęłam
i takie oto miałam przebudzenie :-)
W samym szpitalu było niezbyt ciekawie. Wylądowałam w salce z 6 łóżkami dla najmniejszych dzieci. Dostałyśmy wraz z mamą na spółkę skrzypiące, metalowe łóżeczko dla niemowląt. (Dobrze, że mama jest małogabarytowa). Miejscówka, jak miejscówka, ale skład jaki był! Były dwa maleństwa wiekiem w okolicach roku oraz dwóch ancymonów 6 i 7 lat - jeden artysta autysta (autystyk?) i to jeszcze atypowy, a drugi też coś koło tego, na diagnozie.
Bywało różnie, kwadratowo i podłużnie. Najgorsze były wieczory, właściwie późne popołudnia, gdy czas już było kończyć zabawy i trzeba było zabierać (oddawać pożyczone) zabawki. Chłopcy wpadali w szał (szczególnie jeden).
Nie lubią rozstawać się z fajnymi rzeczami (a kto lubi?). Rodzice mówili, że na grach spędzają nieraz dłuuugie godziny. Gdy jednak nadchodziła już chwila, by układać się do snu, ich rodzice (jeden był z mamą, a drugi z tatą) świetnie dawali sobie z nimi radę. Bardzo im dziękuję i podziwiam za to, jak dzielnie sobie radzili. Tak naprawdę, to chłopaki nie byli tacy źli. Jeden z nich dawał nawet buziaki maluchom, ja też się załapałam.
Potem jeden dzidziuś wyszedł do domku i przyszedł nowy, półroczny chłopczyk na badania. Fajny był, pięknie podpierał się na rączkach i cały się unosił (mamie się podobało, a ja niestety tak nie umiem). Chłopczyk przyszedł, pobył u nas chwilę, po czym zmienił salę. Nie bawił się dobrze w cyrku organizowanym przez naszych ananasów. Potem były jeszcze jakieś rotacje, ale przestałam to ogarniać. Na oddziale poznałyśmy kilka fajnych mam. Nasłuchałyśmy się wiele opowieści o dzieciach. Fajnych i niefajnych, ale głównie tych niefajnych. Neurologia dziecięca to nie jest najlepsze miejsce do spędzania czasu (jak każdy zresztą oddział szpitalny). Jedna pani mówiła, że na chirurgii dziecięcej jest jeszcze gorzej.
Uff, jak to dobrze, że szpital mam już za sobą. W sumie, nie było tak źle, choć mogłoby być ciszej. Trochę się umęczyłam tą ilością i natężeniem różnych dziwnych dźwięków. Jestem wreszcie w swoim domku, ze swoją rodzinką, zwierzakami i moim ukochanym łóżeczkiem. Oj, jak ja za nim tęskniłam, i za naszym domowym hałasem, który w porównaniu ze szpitalnym jest chyba raczej ciszą. Lubię posłuchać radyjka, nie przeszkadza mi telewizor, ale krzyki, płacze, chrząkania i chrapania, to nie dla mnie.
Home, sweet home, cóż tu więcej mówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz