Nie mogę wyjść z podziwu.
Chmury, deszcz, grad i wiatrzysko, że głowy by pourywało, gdyby tak wyjść na zewnątrz.
A po chwili słońce i tęcza. Tak właśnie było u nas. Pies ze strachu władował się do domu i długo nie chciał wyjść. Dudniło okrutnie. Grad był też nie mały, ale na szczęście nie były to kurze jaja, ani nawet przepiórcze. Poniżej fotorelacja.
Nadchodzi. Jeszcze nie wiedzieliśmy co. |
A oto co nas naszło. |
Trawnik w gradowej posypce. |
I przeszło dalej. |
A to, co zostało po burzy gradowej
gospodarna Ala zebrała, zamroziła i zapasy czekają na gorące dni,
by można się było nimi chłodzić. |
Wczoraj znowu padał grad, ale nie był już tak duży i sypało jakoś krócej.
Nie chcę już więcej gradobicia, bo nasz ogródek jest zmasakrowany.
Wszytko podziurawione.
Z liści ażury a w warzywach dziury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz