Kibicowaliśmy na całego. Wszyscy się wymalowali farbami na biało-czerwono. Dobrze, że mi się upiekło, bo bym była na koniec cała wysmarowana, jak Alka. A jak strzelili gola, to myślałam, że ogłuchnę, tak się tata wydarł! W sumie, to szkoda, że nie krzyknął jeszcze kilka razy, bo były ku temu okazje. Potem Grecy strzelili nam i już nie było tak wesoło. Ostatecznie jednak jestem zadowolona, bo 1:1 to w sumie niezły wynik. Szkoda, że już sobie nie popatrzę na meczyki naszych (wszystkie kolejne są jakoś późno, a ja już wtedy śpię), ale mam nadzieję, że tata jeszcze kilka razy krzyknie ze szczęścia.
Do boju Polska! Trzymam kciuki (to potrafię bardzo dobrze).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz