Wspomnienia, cd.
W pakiecie dla wcześniaków Fundusz funduje mi też wizyty u psychologa i logopedy. Mama mnie zapisała więc i do tych specjalistów(ek) w poradniach przy szpitalu. Nie podobało mi się wcale, ani u jednej ani u drugiej. Byłyśmy tam może kilka razy i dałyśmy sobie spokój.
Teraz jeżdżę (co prawda dużo dalej) do innych, i to miłych pań - logopedki i specjalistki od wczesnej interwencji. I też na Fundusz. Mama znalazła mi to miejsce, bo mam też tam rehabilitację wzroku. Z nimi czuję się bezpiecznie i komfortowo. Szkoda tylko, że widujemy się średnio raz na tydzień, no i że to jest daleko. Ale cóż, Fundusz tyle refunduje. Z panią logopedką ćwiczę buźkę. Musicie bowiem wiedzieć, że najbardziej smakuje mi jedzenie z butelki. Nie lubię jeść z łyżeczki. Mama próbuje nieustannie mnie tego nauczyć, ale ja nie chcę. Lubię z butli i już. Jem już właściwie wszystko, ale w postaci półpłynnej. Mama albo miksuje mi jedzonko albo daje gotowce sklepowce. Taka jestem uparta. A mamie brakuje już czasem sił. Ale się nie poddaje. Ostatnio zajadam chrupki kukurydziane (jakoś mi wchodzą). A jak mnie któregoś razu nakarmili bułeczką to niestety, wszyscy potem oglądaliśmy pawia na podłodze. A nie był to zbyt miły widok. No ale cóż, u nas paw nie nowina. Ale zmieńmy temat na przyjemniejszy. Pisałam, że mam też rehabilitacje wzroku oraz wczesną interwencję. Kiedy przyjeżdżam ćwiczyć oczy, to pani zabiera mnie do takiego ciemnego pokoju i świeci różnymi fajnymi światełkami. Jest tam też wielkie łóżko wodne oraz super świecąca i bulgocząca lampa, do której lubię się przytulać. Kiedy już mnie zmęczy ta gra światłami to idziemy się bawić. Czasami po światełkach jestem już tak zmęczona, że nie bawi mnie nawet basen z piłeczkami. I trzeba wracać do domu. Ogólnie to lubię tam jeździć, bo czuję, że tam się starają i robią co mogą, aby mi pomóc. Droga jest daleka, ale od kiedy otworzyli obwodnicę, to już nie pchamy się przez miasto i jakoś się jedzie.
...
Wracając do tematu jedzenia to musicie wiedzieć, że mam alergię na mleko. Na samym początku dostawałam Bebilon Pepti MCT. To jest mleko dla dzieci z niską urodzeniową masą ciała, uczulonych na białko mleka krowiego i z problemami w trawieniu. Ulewałam. Potem przeszłam na zwykły Bebilon Pepti 2. Ulewałam dalej. Aż razu pewnego się rozchorowałam (smarki, mega kaszel i gorączka) i mama wyczytała, że nie należy w tym stanie dziecku podawać mleka. Jadłam więc wszystko tylko na wodzie i co? Przestałam ulewać. Wniosek z tego taki, że byłam uczulona na te wszystkie Bebilony. Teraz jem mleko sojowe i jest nienajgorzej. A swego czasu mama była nawet ze mną u gastrologa z podejrzeniem refluksu. Lekarz zapisał lek na miesiąc i powiedział, że jak się nie poprawi, to na oddział. Trochę się poprawiło. Już nie było tak źle, jak wcześniej, ale też nie było całkiem dobrze. Poradziłyśmy sobie jednak bez szpitala. Eh, te szpitale! Temat-rzeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz