Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Dlaczego urodziłam się tak wcześnie? Właściwie sama często zadaję sobie to pytanie. Mama jakoś mocno nie chorowała w ciąży, nie leżała w szpitalu. Fakt, przechodziła grypę i zapalenie zatok (brała paracetamol i to mało), ale było to w listopadzie i styczniu. Ja urodziłam się w marcu. W dniu moich urodzin moja siostra była od kilku dni w domu, bo chorowała na ospę. Rodzice przechodzili ospę będąc dziećmi i nic nie wskazywało na jakieś zagrożenie. Mama od rana czuła się niezbyt dobrze, a tata był w pracy. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że za kilka(naście) godzin ja przyjdę na świat. Z godziny na godzinę było mamie coraz gorzej. Po południu zadzwoniła do prowadzącej ciążę ginekolog i pani dr kazała wziąć Nospę. Lekarstwa nie było w domu. Wieczorem przyjechał tata z tabletkami. Mama wzięła jedną. Bez poprawy. Znów telefon do pani doktor, która kazała wziąć dużo Nospy, a jak nie będzie poprawy to do szpitala. Mama wzięła jeszcze dwie tabletki. Nic się nie polepszyło, było coraz gorzej. Było już bardzo źle. Był wieczór. No i wtedy zamiast układać moją siostrę do snu nastąpiło szybkie ubieranie, i rach-ciach, do auta. Mama już ledwo chodziła, właściwie chodziła na kolanach. Wszyscy w szoku - mama, tata, Ala i ja też. Nie mamy blisko rodziny, więc przed szpitalem musieliśmy jeszcze zajechać do przyszywanej cioci, żeby zostawić Alkę.
W szpitalu na izbie przyjęć panika. Pełne rozwarcie, szybko na porodówkę! 45 minut i byłam na tym świecie. Żeby nie było za lekko, to ułożyłam się jeszcze pośladkowo. Mamie trudno było przeć, bo najadła się tabletek rozkurczowych (Nospa). W trakcie porodu okazało się, że miała zakażenie wewnątrzmaciczne i to był bezpośredni powód tej szybkiej akcji. Może, gdyby mamę wzięli na cesarkę, byłoby inaczej? Może. Pewnie tak. Ale stało się, jak się stało. Dostałam 3, a po paru minutach 4 punkty wg Apgar (0 za napięcie mięśni i za odruchy, po 1, 2 za pozostałe parametry). Zdążyłam tylko jęknąć i zabrali mnie szybko na intensywną terapię. Tam mnie zaintubowali i popodłączali masą przewodów do pikającej oraz buczącej aparatury i zostałam sama. Rodzice w wielkim szoku zostali na porodówce. Mama mnie nawet nie widziała, tata kontem oka. Mamę zaczęli wypytywać czy pije, pali, a może bierze narkotyki? Masakra! Rodzice czuli się jak na przesłuchaniu. Film. Mama po prostu nie wiedziała, co się dzieje i dlaczego. Nikt nic z tego nie rozumiał. Po kilku godzinach wypytywania o stan zdrowia rodziców i całej rodziny, mamę zawieźli na oddział położniczy, a tata wrócił do domu, zahaczając po drodze o ciocię, żeby zabrać Alę. Wszystko to działo się w Wielkim Tygodniu, przed Świętami Wielkanocnymi. Urodziłam się w Wielką Środę. Ona naprawdę była wielka. Mega Środa! Mama na oddziale czuła się bardzo niefajnie. Wkoło szczęśliwe mamusie ze swoimi pociechami i w tym wszystkim ona. Rokowania były nieciekawe, a raczej ich nie było. Nikt nie wiedział wtedy, jak to się skończy. Mama przychodziła posiedzieć przy moim inkubatorze patrząc się na mą lichą postać. Widok był to niewyobrażalny. Jak sobie przypomnę, to aż mi się wierzyć nie chce, że byłam taka maleńka. Dosłownie półprzezroczysta skóra i kości. A wszystko to podpięte masą przewodów do życia. Mamę wypisali ze szpitala szybko, bo w Wielki Piątek była już w domu. Dzień wcześniej poinformowaliśmy o tej "szczęśliwej" nowinie moją babcię, która przyjeżdżała do nas na Święta. Dobrze, że babcia przyjechała, bo pomogła rodzicom jakoś ogarnąć ten trudny "świąteczny" czas. Cała reszta rodziny, by mogli spokojnie świętować, dowiedziała się o moim przybyciu dopiero po Świętach. 
Tak oto rozpoczęło się moje niełatwe życie. Nie tylko zresztą dla mnie. Wszystko się zmieniło. Mama, dotąd wesoła i szczęśliwa, była teraz nieustannie smutna i płacząca. Tata zdezorientowany, Alicja zupełnie zagubiona. Pierwsze tygodnie były pełne niepewności. Stan ciężki ale stabilny nagle zmieniał się w zapaść z reanimacją, Respirator, sonda, antybiotyki. Sama nie wiedziałam, czy chce zostać, czy odejść. Jestem jednak. Do dzisiejszego dnia nie wiem, kto o tym zadecydował. Bóg, przeznaczenie, jakaś siła wyższa? I dlaczego? Dlaczego? Dla czego?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz