Ale do rzeczy. Moje ciało zostało w połowie maja uwolnione z gipsowej skorupy. Wszystko niby miało być dobrze, ale nie było. Jedyne, co było, to ogromny ból. Bolało mnie wszytko. Cała unieruchomiona gipsem dolna część ciała, ale również reszta. Ciężko było mnie przewijać i przewracać. Ratunkiem na ten stan miała być intensywna rehabilitacja. Łatwo powiedzieć. Rozpoczęły się poszukiwania. Z trudem, ale wreszcie udało się znaleźć kogoś, kto zechciałby przyjeżdżać do mnie do domu i ze mną ćwiczyć. Mieszkamy 20 km za Wrocławiem. Niby blisko, ale tak naprawdę za daleko dla wielu fizjoterapeutów. Szczęśliwie, w końcu się udało. Ruszyliśmy z kopyta. Mam teraz i już nie wypuszczę ze swych rąk dwoje fajnych specjalistów - panią Jagodę i pana Marcina. (Tutaj ślę ukłony wszystkim jednoprocetowym przekazywaczom, bo koszty za wizyty domowe pokrywamy właśnie z subkonta). Każde z nich robi swoje i naprawdę jest dobrze. Znaczy było dobrze, dopóki mnie znów nie zakuli w gips z drugim biodrem. Kiedy byłam na ściągnięciu gipsu w maju, wyznaczono datę operacji drugiego biodra. Obecnie od ponad tygodnia znowu leżę w gipsowych spodniach. Leżę i kwiczę z gorąca. Niefortunnie, tegoroczne lato daje solidnie popalić. Sami zresztą dobrze wiecie. W nocy w moim pokoju mam 26-27 stopni Celsjusza. Wentylator kręci dzień i noc, ale niewiele to daje. Masakra. Noce są koszmarne. A musicie wiedzieć, że tym razem gips będę nosić jeszcze dłużej. Ze względu na zły stan mojego kośćca pani doktor musiała założyć dodatkowe wzmocnienie. Przez to po sześciu tygodniach pojadę na wyjęcie tego dodatkowego czegoś. Wyjmą, zaszyją i odeślą mnie do domu na kolejne dwa tygodnie. Sumując, po ośmiu tygodniach ma nastąpić ostateczne oswobodzenie z gipsów mojego lichego jestestwa. I takie to u mnie rewelacje.
Trzymajcie się cienia!
Wasza Hana
Tak wygląda teraz Hana. Szpikulcami nadziewana. |