Oj, leci ten czas. Pędzi, jak oszalały. Minęła zima (wreszcie!), ruszyła wiosna, a
pewnie za chwilę będzie smażyć (oby) lato. Kto do mnie tutaj (lub na
FB)
zagląda, ten wie, że nie próżnuję w tym roku. Niedawno wizytowałam
kolejną w tym roku, już czwartą, szpitalną izbę przyjęć. Za mną już
gastrologia, chirurgia i neurologia. Obecnie jestem pacjentką na oddziale
rehabilitacyjnym. Po podanej niedawno botulinie ćwiczę intensywnie
zastałe przez szpitalne zalegania mięśnie. Z przedszkolnej
rehabilitacji korzystałam ostatnimi miesiącami w kratkę, bo co wyszłam ze szpitala,
to szykowałam się do kolejnego. Teraz nadszedł wreszcie czas, żeby się
rozruszać. Przede mną kilka tygodni walki. Z moją w brzuchu rurką wciąż
niezbyt dobrze. Stale się babrze i podcieka. Co się podgoi, to znów się
rozpaprze. Za mną konsultacja chirurgiczna. Pani doktor nie była zaskoczona stanem mojej przetoki. Ja wiem, że tragedii nie ma, ale chciałabym, żeby to się wreszcie zagoiło. Mam przez jakiś czas stosować okłady z Riwanolu. Zobaczymy, czy pomoże. Daj boże, że pomoże.
W pogodzie wreszcie
zrobiło się przyzwoicie. Można spokojnie wyjść na powietrze, a w weekend
to nawet podziałać coś więcej. Komary jeszcze dają żyć i nie grzeje zbyt
mocno. W niedzielę zrobiliśmy rodziny rowerowy wypad. Było naprawdę fajne. Teraz,
gdy mogę się bezstresowo dojelitowo posilić, taka wycieczka jest
wyłącznie przyjemnością. Mimo tego, że przetoka nie
chce się niestety ładnie zamknąć, moje życie stało się troszkę łatwiejsze. I choć
czasem mi dokucza jeszcze ból, to ogólnie nie jest źle. O ile będę mogła, to będę korzystać z weekendowych atrakcji. W najbliższą sobotę też mam zaplanowany mały wypad. Postaram się z Wami podzielić wrażeniami. Szykuje się wesoła zabawa. Czekajcie na relację. A póki co, kilka fot z ostatniej wycieczki:
Korzystajcie z pogody, bo po niedzieli będzie padać (tak wieści Wodnik Szuwarek).
Pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz