Jestem wymęczona.
Za mną turnus i botulina. Mięśnie dziabnięte, czekam na efekty. Teraz
muszę dobrze wypocząć, bo za chwilę zaczynam ostre ćwiczenie na kolejnym
turnusie. Tym razem w szpitalu. Skierowanie mam już w ręku, termin
zaklepany. Muszę tu i teraz podziękować mojej pani Kasi, że pomogła nam
trochę to wszystko ogarnąć. I dziadkowi, który opiekował się naszą
Agatką i resztą naszego majdanu, kiedy to byliśmy w rozjazdach.
DZIĘKUJĘ!
|
Hanna poznieczulanna |
Takie wyjazdy i wypady, oprócz medyczno rehabilitacyjnych efektów
przynoszą dużo więcej. Kiedy bowiem jestem po wszelkich zabiegach,
wtedy zwykle uskuteczniamy korytarzowe pogaduszki. Takie rozmowy z
innymi mamami, to nie tylko zabijanie czasu, lecz źródło wszelkiej
wiedzy. Jedna mama była z dzieckiem tu, inna tam. Ktoś stosował taką terapię, kto
inny inną. Temu pomogła, tamtemu nie. Jedni polecają tego lekarza, a
inni znów kogoś innego. Zawsze po takich rozmowach zostaje w głowie coś,
co daje do myślenia. Takim sposobem natknęłyśmy się na
mikropolaryzację (
tutaj fajnie opisane, co to jest). Kiedyś mama o tym czytała, ale nie spotkaliśmy jeszcze
nikogo, kto mógłby nam opowiedzieć, jak to działa mając wiedzę z
własnego doświadczenia. Tak się złożyło, że wśród czwórki ostrzykiwanych
wraz ze mną dzieci, dwójka chodziła na mikropolaryzację. Jednemu niby
pomogło, a drugiemu trochę. No i zaczęłyśmy się zastanawiać, jak by to
zadziałało na mnie. Może warto spróbować pobudzić tę moją centralę do
jakiejś większej pracy? Ponoć takie działanie bywa efektywne. Turnus
dwutygodniowy kosztuje dużo mniej niż wyjazdowy. I co również ważne, ma miejsce
we Wrocławiu. Nie trzeba by więc nigdzie wyjeżdżać. Brzmi obiecująco.
Musimy jeszcze trochę doczytać i dopytać, co i jak dokładnie z tą
mikropolaryzacją. Może zamiast wyjeżdżać na kolejny turnus spróbować
czegoś nowego? W zamian za jeden wyjazdowy zrobić sobie dwa na miejscu.
Jak nie spróbuję, to nie będę wiedziała. A może warto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz