Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

piątek, 20 grudnia 2013

Moje pierwsze Jasełka za mną. Dobrze, że była ze mną mama, bo było dosyć głośno i nie wiem, czy bez mamy dała bym radę. A tak, to nawet kwartet saksofonowy nie był mi straszny. Jak chłopaki zadęli w te swoje instrumenty, to się lekko wystraszyłam, a potem mi się nawet podobało. Grali kolędy. Ciekawie to brzmiało. Było krótkie przedstawienie, kolędowanie i na koniec poczęstunek dla rodziców. To było moje pierwsze wspólne z mamą wydarzenie w ośrodku. Mamie się podobało, chociaż ja nie miałam żadnej roli. Mi się też podobało, ale to (przyznam szczerze) zasługa głównie mamy. Kiedy jestem na podobnych wydarzeniach z moimi paniami, to nie jestem taka spokojna. Pani Kasia była zdziwiona, że mnie nie było słychać (tzn, że nie ryczałam). No cóż, mama to mama. Nikt jej nie potrafi zastąpić. Po całym tym wydarzeniu mam jedną refleksję. Wiecie, że to moje przedszkole, to nie jest zwykłe przedszkole (ja je tylko tak nazywam), lecz ośrodek dla dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym. Nie są to dzieci z lekką niepełnosprawnością, lecz zwykle przypadki sprzężone (podobnie, jak ja). Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądają moi koledzy i koleżanki. I jak się zachowują. Mimo to, była na sali wielka radość i dużo uczucia. Pomijam, że to było spotkanie przedświąteczne (choć pewnie to jakoś uduchowiło co poniektórych). Kiedy się rozejrzałyśmy po sali, każdy rodzic tam obecny był szczęśliwy, że może być tu i teraz ze swoim dzieckiem. Nieważne, jakie ono jest. Być, tak po prostu. Razem z nim czynnie uczestniczyć w tym wydarzeniu. Wiem, że nie każde dziecko miało przy sobie rodzica, ale nie wątpię, że jeśli tylko by mogli, to na pewno chcieliby tam z nim być. Rodzice chorych dzieci, to nie są zwyczajni rodzice. Są niezwykli, jak ich dzieci. Radość, jaka maluje się na ich twarzach, widząc szczęśliwe swoje chore dzieci, jest czymś niespotykanym. Naprawdę. Przecież kiedy śmieje się dziecko, to śmieje się cały świat. A kiedy śmieje się chore dziecko, to chyba radość ogarnia cały wszechświat. Oby takich szczęśliwych chwil w życiu niezwykłych dzieci i ich rodziców nie brakowało. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz