Witamy!

Oto blog Hani.
Chcielibyśmy przedstawić na nim historię życia naszej małej Hanki-niespodzianki.
Małej, bo Hana urodziła się jako wcześniak, z wagą zaledwie 750 gramów.
Wciąż jest mała. I tak już chyba zostanie.
Hania nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, walczy z mózgowym porażeniem dziecięcym, padaczką i wieloma innymi konsekwencjami przedwczesnego pojawienia się na świecie.
Walczy dzielnie.
Zobacz, co u Hani i wokół niej.
Zapraszamy!
Mama i cała reszta

Szukaj na tym blogu

środa, 26 lipca 2017

Się turnusuję.
Walczę na kolejnym turnusie. Walczę, to może nieco za dużo powiedziane, bo w sumie, to raczej próbuję przetrwać. Jestem, krótko mówiąc, w nienajlepszej kondycji i niespecjalnie daję radę, choć bardzo się staram. Kiedy rezerwowaliśmy obecny turnus, to jeszcze nikt nie wiedział, jak będzie wyglądał dzień dzisiejszy. Trochę się naczekałam, żebym mogła spędzić go z całą rodziną i wiele się w tym czasie działo. Teraz działamy, ile możemy. Wszyscy razem. Ja przed południem wyciskam z siebie tyle, ile mogę, moja siostra dzielnie wspomaga (a czasem nawet i zastępuje) mnie na popołudniowych zajęciach, tata zajmuje się rekreacją w wolnych chwilach, a mama, wiadomo, ogarnia cały cyrk. Mamy tu po sąsiedzku fajną rodzinkę, z którą się zakolegowaliśmy i miło spędzamy razem wolny czas. U nich jest chora starsza córka a młodsza zdrowa, odwrotnie niż u nas. Zdrowe siostry dzieli dwa lata, więc się nieźle dogadują. Każdy znalazł dla siebie towarzystwo. Super się złożyło, że tak się nam trafiło. Na zajęciach mam dużo roboty. Nie wszystko mogę zrobić, ze względu na moją wciąż rozbabraną w brzuchu z rurką dziurkę i zwichnięte biodra, ale tutejsi terapeuci, to dobrzy fachowcy i dostosowują ćwiczenia do moich możliwości. Dodatkowo, wygrzewam moją ranę pod lampą Bioptron z nadzieją, że razem z opatrunkami ze srebrem, wspomoże to gojenie przetoki. Tym razem (przez moje bolące biodra) konie oglądam tylko zza płotu. Natomiast chlor z basenowej wody zaciągam nosem spod drzwi - mama nie chciała ryzykować, żebym nie złapała moją w brzuchu raną z wody jakiegoś drobnoustrojstwa. Basen zawsze mnie fajnie rozluźniał, ale niestety tym razem nie pomoczę kuperka. Za to, oprócz aktywnej kinezyterapii i zajęć na pająku, mam dużo masaży. Dosłownie od stóp do głów. Chociaż, niektóre z nich są dość głębokie i czasem aż bolesne, to i tak je lubię, bo mnie super rozluźniają. Jak widać, nie próżnuję. Staram się spożytkować ten czas najlepiej, jak się da. Pogoda tylko w kratkę, bo raz słońce, raz deszcz. No i te koguty za płotem, które pieją już od 3.40 i próbują mnie obudzić. Mama skoro świt, otwierając jedno oko, włącza mi moją nasenną melodyjkę w przytulance i stara się ten drób zagłuszyć. I tak co 40 minut, bo tyle gra muzyczka. Potem znowu budzi mnie lub ją pianie, gdakanie lub gęganie, włączamy muzykę i tak do siódmej, kiedy to do akcji wkracza budzik i woła, że już koniec spania. I takie to moje z życiem są zmagania.
Gorąco Was pozdrawiam.
Wasza Hania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz